Rozdział VII (cz. II)



Zeszliśmy razem z klifu gdzie nadal stał tłum ludzi. Kiedy zbliżyliśmy się do ludzi, podbiegła do nas starsza kobieta. Była cała we łzach. Rzuciła się Lone na szyję i zaczęła ją przepraszać. To musiała być matka dziewczyny. Puściłem rękę Lone i pozwoliłem jej na chwilę samotności z mamą. Widać, że kobieta żałowała swojego postępowania.

Podszedł do mnie starszy policjant. U jego boku stał inny mężczyzna. Nie do końca rozumiałem o co chodzi, dopóki nie powiedziano mi, że stoję przed prawdziwym negocjatorem. Muszę przyznać, że obleciał mnie strach. Policjant powiedział, że powinien mnie aresztować za podszywanie się pod przedstawiciela prawa. Głośno przełknąłem ślinę. Twoje dobre serce wyszło ci bokiem. Trafisz za kratki. Jednak policjant powiedział, że ze względu na zaistniałą sytuację puści mnie wolno. Stwierdził, że świetnie poradziłem sobie z Lone i tylko dlatego jestem czysty. Odetchnąłem z ulgą i pokrótce wyjaśniłem mu jak należy załatwić sprawę dziewczyny. Starszy mężczyzna powiedział, że wszystkim się zajmie. Podziękowałem mu i zacząłem się oddalać. Nim znalazłem się na ulicy usłyszałem wołanie. Odwróciłem się i zobaczyłem biegnącą w moim kierunku Lone.
-Sebastianie, dziękuję ci jeszcze raz. - Dziewczyna stanęła przede mną i uścisnęła moją dłoń. - Postanowiłam zatrzymać dziecko. Zamieszkam w Domu Samotnej Matki, a później pomoże mi moja mama. Jestem ci bardzo wdzięczna.
-Nie musisz dziękować. To był mój obowiązek.
-Czy jeszcze się kiedyś spotkamy?
-Może. - Delikatnie zabrałem rękę i odwróciłem się. - Powodzenia Lone. Żegnaj.
-Do zobaczenia.
Pomachałem jej ręką i odszedłem. Uśmiechnąłem się i ruszyłem w drogę powrotną do hotelu. Nie zajęła ona wiele czasu. Kiedy wszedłem do holu zobaczyłem, że w windzie stoi Layla. Pomachałem jej. Przyjaciółka zatrzymała windę. Pobiegłem do niej i wsiadłem do windy. Zauważyłem, że dziewczyna nie była w nastroju do rozmów. Nie zawracałem więc jej głowy głupimi opowiastkami. Wróciliśmy do apartamentu. Sytuacja praktycznie się nie zmieniła. Layla bez słowa poszła do sypialni. Zostałem sam.
Spojrzałem na zegar. Było wpół do piątej. Westchnąłem i postanowiłem zacząć przygotowania do spotkania z Tomem. Zostały mi tylko dwie godziny do wyjścia, a musiałem  jeszcze wybrać ubranie. Nie miałem zielonego pojęcia co założyć. Ze zwieszoną w zamyśleniu głową skierowałem się do sypialni. Zastanawiałem się czy nie poprosić Inez o pomoc. Niestety moje wszelkie postanowienia zniweczyło pukanie.
Podszedłem do drzwi i otworzyłem. Nim się obejrzałem do apartamentu weszło sześciu mężczyzn. Byli ubrani identycznie i wyglądali jak sześcioraczki. Byli identyczni. Potrząsnąłem głową i spojrzałem na nich z oburzeniem. Nie zdążyłem się jednak odezwać.
-Gratulujemy panie Sebastianie. - Pierwszy mężczyzna podał mi paczkę, którą trzymał. - To prezent dla pana.
-Yyy... – Inteligencja na poziomie przedszkolaka. - …dziękuję. - Wziąłem pakunek i postawiłem go obok swoich nóg. - Kim wy...
-Nie czas na pytania. Teraz musimy się radować. - Drugi facet podał mi kolejny pakunek. - Wszystkie paczki są prezenta mi dla pana, Mówco Sebastianie.
Do moich rąk powędrowały jeszcze trzy pudełka. Byłem tak zdezorientowany, że nawet nie wiedziałem o co chciałem zapytać. Mężczyźni byli tak pewni siebie i rzeczowi, że kompletnie mnie to zbiło z pantałyku. W tamtym momencie mogłem tylko na nich patrzeć. Żadne słowa nie chciały ze mnie wyjść.
-Mamy tu jeszcze jedną paczkę. - Jeden z mężczyzn podszedł do mnie i postawił naszczycie mojej piramidy sporej wielkości podłużne pudełko. - To prezent dla Łowczyni Layli. Prosimy jej to przekazać i przeprosić za zwłokę.
Pokiwałem głową w geście zrozumienia i zostałem sam. Dopiero kiedy drzwi apartamentu się zamknęły moja świadomość wróciła. Zdałem sobie sprawę, że nie mam pojęcia kim byli ci ludzie. Ani czego chcieli. I co jest w tych paczkach. Postawiłem je na ziemi. Podrapałem się w głowę. Na pięciu paczkach były małe karteczki. Tylko na tej dla Layli nic nie było. Westchnąłem i zawołałem przyjaciółkę.
-Czego? - Dostałem "delikatną" odpowiedź z sypialni Damiena i Layli.
-Chodź tu.
-Po co?
-No chodź.
-Dobra. - Layla po chwili weszła do salonu. Kiedy zobaczyła paczki uniosła brew do góry. Wymownie na mnie spojrzała. - No czego chcesz?
-To dla ciebie. - Podałem jej podłużną paczkę.
-Nic nie zamawiałam. - Dziewczyna wzięła ode mnie pakunek, ale niechętnie. - Co to jest?
-Uwierz mi, że nie mam zielonego pojęcia. - Wskazałem ręka na piramidę paczek za mną. - Ja zostałem również hojne obdarowany.
-Kto to przyniósł?
-Jakieś klony. Weszło tu sześciu identycznych facetów, pogratulowali mi i wręczyli paczki. Ciebie kazali przeprosić za zwłokę.
-To jakiś żart?
-Nie wiem. Jak chcesz wiedzieć co to jest to otwórz. - Podniosłem paczki z ziemi i skierowałem się do swojej sypialni. - Ja idę do siebie.
Wszedłem do pokoju i trochę się zdziwiłem. Myślałem, że Inez nadal śpi, ale jej nie było. Położyłem paczki przy swoim łóżku. Usiadłem na pościeli i żałośnie spojrzałem na prezenty. Westchnąłem i położyłem się. Coś zaszeleściło pod moją głową. Ręką poszukałem źródła dźwięku. Znalazłem kartkę. Notatka. Litery były koślawe, czyli ktoś pisał w pośpiechu. Chwilę wpatrywałem się w kartę próbując odczytać notatkę.
"Musiałam natychmiast wyjść. Będę wieczorem. Nie martwcie się o mnie. Opowiem wam wszystko jak wrócę do hotelu. Inez."
Trochę mnie to zdziwiło, bo ona zazwyczaj nie wychodziła nigdzie sama. Hmmm może coś się jej stać. Ale skoro postawiła na samotność to chyba wszystko powinno być ok. Nie mogłem leżeć. Wstałem i ułożyłem paczki obok siebie. Każda z nich była innej wielkości. Uważnie im się przyjrzałem. Nie wyglądały podejrzanie. Postanowiłem obejrzeć ich zawartość.
Najpierw otworzyłem najwyższe pudełko. Na wieku napisane było "BUTY MÓWCY". W środku była para czarnych, wysokich, sznurowanych butów na grubej podeszwie. Niczym specjalnym się nie wyróżniały. Odłożyłem je na bok i zabrałem się za najmniejsze z pudełek. Jego zawartość nazwano "KAPTUREM MÓWCY". Wyjąłem z paczki czarny kaptur. Zwykły kaptur, jakich w dzisiejszych czasach wiele. Położyłem go obok butów. Na wieku kolejnego pudła napisane było "BLUZA MÓWCY", a w środku leżała ciemnozielona bluza z kapturem. Wzruszyłem ramionami i wziąłem kolejne pudło. Zatytułowano je "SPODNIE MÓWCY". W środku leżały złożone czarne, proste jeansy. Odłożyłem je i wziąłem ostatnie, największe i najcięższe pudło. Napis na wieku mówił "KURTKA MÓWCY". W pudełku leżała czarna, skórzana kurtka przypominająca krojem kurtkę motocyklisty. Wyjąłem ją i położyłem na łóżku z zamiarem przymierzenia jej w wolnej chwili.
Chciałem już sprzątnąć wszystko, ale moją uwagę przykuła koperta leżąca w pudle gdzie wcześniej była kurtka. Wziąłem ją i otworzyłem. Było to list do mnie.
"Szanowny Sebastianie Pourboix (czytaj Purbe),
Niezmiernie się cieszę z twojej jakże zaszczytnej roli. Dzięki swoim umiejętnością i szlachetnemu pochodzeniu zostałeś wybrany na królewskiego Mówcę. Muszę przyznać, że nie oczekiwałem twego szybkiego dołączenia do grona Wybranych. Sądziłem, że nastąpi to dopiero po twoich dwudziestych pierwszych urodzinach. Jednak im szybciej tym lepiej. Mam nadzieję, że twój obecny przełożony, czyli dyrektor Akademii Adrian Nuss wszystko ci wyjaśnił.
Jesteśmy też bardzo radzi, że twoi przyjaciele są razem z tobą. To wiele znaczy. Między innymi więź, jaką zacieśnialiście przez ostatnie tygodnie. Wróży to wiele dobrego dla was, dla nas i dla całego świata wampirów.
Jeżeli będziecie mieć kiedykolwiek jakiekolwiek pytania pytajcie śmiało. Jesteśmy do waszej dyspozycji. Czekamy na wasze przybycie w Krasnodarze.
Z serdecznymi gratulacjami,
XVI Król Świata Wampirów
Adalbert III Zamożny.
P.S: Strój, który ci wysłałem możesz śmiało nosić na każdą okazję. W kieszeni kurtki jest mały prezent. Prywatnie, ode mnie."
Kiedy zobaczyłem podpis króla pod listem zaparło mi dech w piersi. Moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Byłem zaskoczony i przerażony. Zastanawiało mnie o co dokładnie chodziło królowi. Jaki znowu królewski Mówca? O co w tym chodziło?. I jeszcze ten prywatny prezent.
Rzuciłem list na ziemię i zacząłem przeszukiwać kieszenie kurtki. W jednej z nich znalazłem pierścień. Był to zawinięty wąż z rozwarta paszczą, w której umieszczono czarny kamień. Dokładnie się mu przyjrzałem. Dostrzegłem, że po wewnętrznej stronie był wygrawerowany napis: "Dejar que la Sangre Fluye En Ti"(Niech Krew płynie w Tobie.). Nie miałem bladego pojęcia co to oznacza. Nie znałem również nikogo kto mógłby to przetłumaczyć. Jeszcze raz obejrzałem pierścień i postanowiłem włożyć go na palec. Wąż gładko wsunął się na mój serdeczny palec prawej ręki.
Pierścień pasował jak ulał. Mogłoby się wydawać, że zrobiono go dla mnie. Zaśmiałem się i przypomniałem sobie, że muszę przygotować się na spotkanie z Tomem. Spojrzałem na zegarek. Było dobrze po piątej. Oczywiście nie miałem jeszcze stroju, a musiałem wziąć prysznic. Westchnąłem i czym prędzej poszedłem się umyć. Kiedy wyszedłem było przed szóstą. Wróciłem do pokoju i zacząłem przeglądać ubrania w szafie. Grzebałem w nich przez piętnaście minut i nic konkretnego nie znalazłem. Z rezygnacją zamknąłem szafę i usiadłem na ziemi. Zaraz musiałem wychodzić, a byłem nie gotowy. Nagle mój wzrok padł na ubrania przesłane przez króla. W głowie zajaśniała mi myśl "może to dobry wybór". Wstałem i popatrzyłem na ubrania. Nie miałem większego wyjścia.
Wyszedłem z hotelu o wpół do siódmej. Cieszyłem się, że zdążyłem na czas. Nie lubiłem się spóźniać. Szedłem w stronę drogerii. Czułem się pewniejszy siebie niż zwykle. Czułem na sobie wzrok mijanych ludzi. Nic mnie on nie obchodził. Można by powiedzieć, że nowe ubrania dodały mi pewności siebie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Po chwili stanąłem pod drogerią. Na drzwiach wisiała zawieszka "Zamknięte". Czułem jednak, że Tom nie zamknął drzwi. Pchnąłem je i wszedłem do środka.
-Hej, Tom! Jesteś?
-Jestem, jestem. - Głos chłopaka dochodził z zaplecza. - Zaraz do ciebie przyjdę.
-Ok. - Oparłem się o ladę i czekałem na Toma, który po chwili do mnie dołączył. - Hej.
-Wow! – Chłopak zmierzył mnie od stóp do głów i zagwizdał. - Wyglądasz rewelacyjnie.
-Dzięki. Idziemy?
-Uhm. Chodź zabiorę cię w miejsce gdzie będziemy mogli być sobą.
-Zdaję się na ciebie.
-Aaaaa o mało bym zapomniał.
-O czym?
-O tym. - Tom wziął moją twarz w dłonie i czule mnie pocałował - Powitalny buziak.
Po tym wyszliśmy ze sklepu. Chłopak zaczął iść w stronę centrum. Szliśmy ramię w ramię. Opowiadaliśmy sobie jak minęły nasze popołudnia. Kiedy mówiłem o przygodzie na klifie, Tom robił wielkie oczy i szybciej oddychał. Na koniec powiedział, że jest pod wielkim wrażeniem.
Kiedy szliśmy blisko siebie, zacząłem się dziwnie czuć. Moje serce szybciej i mocniej biło, a w brzuchy czułem dziwne mrowienie. Czyżby to były znaki miłości. Tak, to miłość, Sebastian. Nie jakieś tam zauroczenie. Prawdziwa miłość. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Nagle Tom się zatrzymał. Stanąłem przed nim i obejrzałem się. Chłopak wpatrywał się w zaułek po drugiej stronie ulicy. Po chwili zamknął oczy i opuścił głowę. Czegoś nasłuchiwał. Spojrzałem na niego zdziwiony. Zastanawiało mnie co słyszy on czego nie słyszę ja. Jestem wampirem więc słyszę wiele razy lepiej niż człowiek. Również spojrzałem w zaułek i zacząłem słuchać dochodzących stamtąd dźwięków. Nie usłyszałem nic poza odgłosami miejskiego życia i ludzi w domach. Znów spojrzałem na Toma. Już nie nasłuchiwał, ale uparcie wpatrywał się w zaułek.
-Co się dzieje Tom?
-Nic takiego. - Podszedł do krawężnika i rzucił do mnie przez ramię. - Poczekaj tu na mnie. Zaraz wrócę.
-Co? Gdzie ty...
Nie skończyłem, bo Tom znikał już w ciemnym zaułku. Byłem lekko zdziwiony i oburzony. Dziwił mnie fakt, że słyszał lub widział coś czego nie dostrzegałem ja, a oburzyło mnie to, że mnie zostawił. Może i na moment, ale tak się nie robi na randkach.
Przez piętnaście minut stałem na środku chodnika i czekałem na Toma. Ze zdenerwowania zacząłem uderzać stopą o płytę chodnikową. Na szczęście po sekundzie wyłonił się z zaułka. Szedł w moją stronę, a w ręku trzymał kopertę. Nie przyjrzałem jej się uważnie, ale wydawało mi się, że miała na sobie pieczęć króla. Potrząsnąłem głową i wybiłem sobie ten pomysł z głowy. No bo czemu człowiek miałby dostawać listy od mojego króla.
Skończyłem myśleć nad kopertą i spojrzałem oburzony na Toma. Chłopak stanął przede mną i delikatnie się uśmiechnął. Pokręcił głową i palcem potarł zmarszczkę na moim czole. Gest był bardzo ciepły więc nie mogąc się długo gniewać, uśmiechnąłem się.
-Gdzie byłeś?
-Nieważne. - Tom złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć po chodniku. - Obiecuję, że kiedyś się dowiesz, ale nie teraz.
-Trzymam cię za słowo. 
Nim dotarliśmy do celu, Tom opowiedział mi o pracy w drogerii. Musiałem przyznać, że bardzo mi się podobało jak chłopak o tym mówił.
Po około dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Stanęliśmy przed wysokim budynkiem. Szyld nad drzwiami mówił "Klub GLB". Podeszliśmy z Tomem do ochroniarzy przy wejściu. Chłopak pokazał im kartę członkowską i wpuścili nas do środka.
Głośna muzyka, laserowe światła i tłum spoconych nastolatków to rzeczy, których się spodziewałem. Zamiast tego przywitało nas dwóch mężczyzny. Obaj byli ubrani jak kelnerzy. Zabrali nasze kurtki i zaprowadzili do małego pokoju po drugiej stronie wielkiej sali. Po drodze mijaliśmy wiele kobiet i wielu mężczyzn. Wszyscy byli ubrani podobnie do nas. I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to co zobaczyłem przy jednym ze stolików. Siedziały tam dwie młode dziewczyny i całowały się. Na początku nie wiedziałem o co chodzi. Jednak po chwili zacząłem składać wszystkie fakty w całość.
Tom zabiera mnie na randkę do miejsca gdzie możemy być sobą. W klubie spotykamy wiele osób, a dwie dziewczyny bez skrępowania się całują. Dla tego wszystkiego znalazłem tylko jedno wyjaśnienie. Chłopak przyprowadził mnie do klubu dla homoseksualistów. Kiedy to do mnie dotarło zaśmiałem się i pokręciłem głową.
Kiedy kelner otworzył przed nami drzwi, weszliśmy do pokoju. W sali stał stół i dwa krzesła. Pokój był pomalowany na beżowy i brązowy, a całość wnętrza ocieplono światłem z kinkietów. Tom doprowadził mnie do stolika i odsunął dla mnie krzesło. Usiadłem i poczekałem, aż usiądzie.
-Mam nadzieję, że cię niczym nie rozczarowałem.
-A czym miałbyś mnie rozczarować?
-No nie wiem. Może wolisz iść w bardziej szalone miejsce. - Spojrzałem na niego zdziwiony. - No może kolacja w takim miejscu to...
-Weź się na chwilę zamknij. - Położyłem palec na ustach Toma. - Jestem ci bardzo wdzięczny, że nie wziąłeś mnie do klubu pełnego dzieciaków. Mam ich po dziurki w nosie.
-Serio? - Chłopak mówił niewyraźnie. - Podoba ci się?
-Tak. - Zabrałem palec. - Kolacja w takim klubie, z osobą którą kocham to szczyt moich marzeń.
-Mówiąc "osobą którą kocham" masz na myśli mnie?
-No, a kogo? W końcu jestem tu tyl...
Nie dane mi było skończyć, ponieważ Tom mnie pocałował. Musiałem mu przyznać, że miał zadziwiająco szybkie ruchy. Nawet nie zauważyłem, kiedy podniósł się z krzesła i do mnie podszedł. Jednak zamiast myśleć, wolałem poddać się czułemu pocałunki. Niestety nie trwał on długo. Przerwało go wejście dwóch kelnerów z tacami.
-Przepraszamy, że przerywamy tak ważną chwilę.
-Nic się nie stało. - Tom wyprostował się i wrócił na swoje miejsce.
-Oto pana zamówienie.
-Dziękuję.
Pierwszy kelner postawił talerz z jakąś potrawą przed Tomem, a dzbanek i kieliszek przede mną. Do dużego naczynia nalano czerwony płyn, który okazał się być krwią. Spojrzałem w stronę kelnera, ale już go nie było. Skierowałem więc wzrok na Toma. Chłopak patrzył na mnie z uśmiechem.
-Nie patrz tak, tylko pij.
-Ale skąd ty to wziąłeś?
-Kierownik restauracji jest znajomym mojej matki.
-Uhm.
Spędziliśmy razem z Tomem wspaniałe dwie godziny. Rozmawialiśmy, tańczyliśmy i okazywaliśmy sobie miłość. Poznaliśmy również wiele innych par podobnych do nas. Byłem tak szczęśliwy u boku Toma, że zapomniałem o całym świecie. Jednak mój raj na ziemi przerwał telefon.
-Tu szczęśliwie zakochany. Czym mogę służyć?
-Sebastian? - Głos dziewczyny był roztrzęsiony.
-Inez? Co się dzieje?
-Musisz nam pomóc. - Moja przyjaciółka mówiła szybko.
-Co się stało?
-Jesteśmy w lasku na obrzeżach miasta. - Zdyszany głos Inez rozbrzmiewał coraz ciszej. - Weź ze sobą Laylę i pomóż...
Straciłem sygnał. Spojrzałem w zamyśleniu przed siebie i po chwili puściłem się pędem przed siebie. Wbiegłem do szatni i wziąłem swoją kurtkę. Wyszedłem z klubu, a za mną podążał Tom. Przed klubem zatrzymałem się i odwróciłem do chłopaka.
-Przepraszam, ale muszę pomóc Inez. – Byłem bardzo zaniepokojony.
-Co się stało?
-Nie wiem. Ale mam pewność, że coś złego.
-Idę z tobą. – Tom wydawał się bardzo zdeterminowany.
-Lepiej nie. Może ci się...
-Posłuchaj. - Tom złapał mnie za ramiona i mocno, wręcz z wampirzą siłą,  ścisnął je. - Jesteśmy parą i twoi przyjaciele są moimi przyjaciółmi. Czuję się odpowiedzialny za bezpieczeństwo Inez w takim samym stopniu jak ty.
-Ale to może być dla ciebie niebezpieczne. Jesteś tylko człowiekiem.
-Nigdy nie oceniaj książki po okładce.
-Ale ja nie...
-Koniec dyskusji. Idę z tobą.
Głośno westchnąłem i chłopak puścił moje ramiona. Zadzwoniłem do Layli. W skrócie powiedziałem jej o co chodzi. Powiedziała, że przyjedzie po nas samochodem i pojedziemy do lasu razem. Podałem jej nazwę klubu. Czekaliśmy na przyjaciółkę pięć minut, a po piętnastu byliśmy na miejscu.
-Musimy przeszukać cały ten las.
-Może nie jest on duży, ale przeczesanie go w trzy osoby zajmie nam pół nocy. - Spojrzałem na przyjaciółkę. - Możemy nie mieć tyle czasu.
-Wiem, ale nie mamy większego wyjścia. Jeżeli chcemy ich znaleźć musimy...
-Tam są. - Tam wskazywał palcem dwie postacie leżące pod dużą sosną.
-Czy to nie było zbyt...
-Proste? - Dokończyłem myśl przyjaciółki i ruszyłem w kierunku drzewa.
Kiedy tam dotarliśmy znaleźliśmy nieprzytomnych przyjaciół. Layla podbiegła do Damiena i zaczęła go dokładnie oglądać. Ja podszedłem do Inez. Dziewczyna leżała na plecach. Nie wyglądała na połamaną, a jedyną widoczną raną były dwie małe dziurki na szyi. Ślady kłów. Obejrzałem się na Damiena. On również miał na szyi dwie małe ranki. Zauważyłem, że trzymał w ręku coś podobnego do włóczni. Nie, to nie było do takiej podobne. To było włócznią. Długą, zaostrzoną i idealnie gładką. Nie pytaj skąd ona się tu wzięła, bo się po ciebie bujnę, idioto.
Postanowiłem pomyśleć o dziwnym głosie później. W tamtej chwili liczyło się bezpieczeństwo naszych przyjaciół. Ostrożnie podniosłem Inez z ziemi, a Tom zajął się Damienem. Layla prowadziła nas do samochodu. Po pięciu minutach siedzieliśmy w aucie i jechaliśmy do hotelu. Na miejscu Tom pomógł nam przenieść przyjaciół do apartamentu. Ułożyliśmy ich w łóżkach i daliśmy i im spać.
Odprowadziłem Toma do drzwi i podziękowałem mu za randkę i pomoc. Chłopak uśmiechnął się i pocałował mnie na pożegnanie. Wsiadł do windy, pomachał mi i zniknął. Uśmiechnąłem się do siebie i wróciłem do pokoju. Mentalnie przygotowywałem się na trudy najbliższych dni.

****

-Minął już ponad tydzień. - Chodziłam między meblami w salonie rodziców Inez. - Mógłbyś mi wreszcie powiedzieć co się stało w tym lesie.
-Już ci przecież powiedziałem. - Damien podążał za mną wzrokiem. - Nic się nie stało.
-Tak. Oczywiście. - Zatrzymałam się i spojrzałam na chłopaka wilkiem. - Nic się tam niestało, a ja jestem wróżką.
-Nie ma co tego roztrząsać. - Chłopak podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. - Ale obiecuję ci, że się dowiesz.
-Kiedy?
-Niedługo. - Damien nachylił się i mnie pocałował. - A gdzie wywiało Inez i Sebę?
-Poszli spotkać się ze znajomymi. – Wzruszyłam ramionami.
-A gdzie są rodzice Inez?
-Pani Waltori jest u kosmetyczki, a pan Waltori jest na sesji zdjęciowej.
-Ale czy on nie ma teraz urlopu? – Damien wydawał się zaskoczony.
-Ma, ale to sesja dla sławnego czasopisma mody ślubnej i nie mógł odmówić.
-Uhm. Czyli jesteśmy sami? – Spojrzał na mnie i tajemniczo się uśmiechnął.
-Tak, ale co to za "uhm"?
Damien mi nie odpowiedział. W zamian mnie pocałował. Oddałam pocałunek, który trwał tak długo, że zabrakło mi tchu. Odsunęłam się od Damiena i spojrzałam w jego oczy. Płonęły w nich pożądanie i namiętność. Widząc jakie emocje w nim są uznałam, że nadszedł odpowiedni czas.
Zachęcająco uśmiechnęłam się i dałam mu do zrozumienia, że nadszedł czas. Niestety nim cokolwiek zaczęliśmy robić, usłyszeliśmy głos Inez. Nie wiem po co, ale złapałam Damiena za rękę i pociągnęłam go do ogrodu. Ukryliśmy się w namiocie ogrodowym. Usiedliśmy na ziemi i czekaliśmy, aż Inez wyjdzie. W końcu dziewczyna opuściła dom. Odetchnęliśmy z ulgą. Wstałam i opuściłam zasłonę na pustą ścianę namiotu. Spojrzałam na Damiena i zrobiłam zachęcający gest ręką. Chłopak nie dał długo się namawiać. Podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Położył na materacu. Na nasze szczęście rodzice Inez uwielbiali spędzać czas na dworze. Dla wygody obok stołu położyli duży, dwuosobowy materac. Będę musiała im za to podziękować.
Damien zaczął mnie rozbierać. Po chwili oboje byliśmy nadzy. Chłopak delikatnie całował moje ciało, a ja czułam się wspaniale. Pieszczoty Damiena wprowadziły mnie w dobry nastrój. Później poczułam ból, który szybko zmienił się w przyjemność.
Usnęliśmy w swoich ramionach. Czułam się tak dobrze, że mogłabym latać, ale zmęczenie wzięło górę. Spaliśmy przytuleni do siebie i otuleni ciepłym kocem. Przez sen usłyszałam czyjeś przyciszone głosy. Jednak nie zwracałam na to uwagi. W tamtym momencie liczyły się dla mnie tylko bliskość i miłość Damiena. Mimo, że znaliśmy się nieco ponad miesiąc połączyła nas dziwna więź. Czując ją, nie żałowałam żadnej spędzonej minuty z moim chłopakiem.

Komentarze

  1. Jakie to jest super :D
    Nie mogę doczekać się kolejnej części ;P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział X (cz.I)

Rozdział IX (cz. I)

Rozdział VI (cz. II)