Rozdział VII (cz. II)
Zeszliśmy razem z klifu gdzie
nadal stał tłum ludzi. Kiedy zbliżyliśmy się do ludzi, podbiegła do nas starsza
kobieta. Była cała we łzach. Rzuciła się Lone na szyję i zaczęła ją
przepraszać. To musiała być matka dziewczyny. Puściłem rękę Lone i pozwoliłem
jej na chwilę samotności z mamą. Widać, że kobieta żałowała swojego
postępowania.
Podszedł do mnie starszy
policjant. U jego boku stał inny mężczyzna. Nie do końca rozumiałem o co
chodzi, dopóki nie powiedziano mi, że stoję przed prawdziwym negocjatorem.
Muszę przyznać, że obleciał mnie strach. Policjant powiedział, że powinien mnie
aresztować za podszywanie się pod przedstawiciela prawa. Głośno przełknąłem
ślinę. Twoje dobre serce wyszło ci
bokiem. Trafisz za kratki. Jednak policjant powiedział, że ze względu na
zaistniałą sytuację puści mnie wolno. Stwierdził, że świetnie poradziłem sobie
z Lone i tylko dlatego jestem czysty. Odetchnąłem z ulgą i pokrótce wyjaśniłem
mu jak należy załatwić sprawę dziewczyny. Starszy mężczyzna powiedział, że
wszystkim się zajmie. Podziękowałem mu i zacząłem się oddalać. Nim znalazłem
się na ulicy usłyszałem wołanie. Odwróciłem się i zobaczyłem biegnącą w moim kierunku
Lone.
-Sebastianie, dziękuję ci
jeszcze raz. - Dziewczyna stanęła przede mną i uścisnęła moją dłoń. - Postanowiłam
zatrzymać dziecko. Zamieszkam w Domu Samotnej Matki, a później pomoże mi moja
mama. Jestem ci bardzo wdzięczna.
-Nie musisz dziękować. To był
mój obowiązek.
-Czy jeszcze się kiedyś
spotkamy?
-Może. - Delikatnie zabrałem
rękę i odwróciłem się. - Powodzenia Lone. Żegnaj.
-Do zobaczenia.
Pomachałem jej ręką i
odszedłem. Uśmiechnąłem się i ruszyłem w drogę powrotną do hotelu. Nie zajęła ona
wiele czasu. Kiedy wszedłem do holu zobaczyłem, że w windzie stoi Layla.
Pomachałem jej. Przyjaciółka zatrzymała windę. Pobiegłem do niej i wsiadłem do
windy. Zauważyłem, że dziewczyna nie była w nastroju do rozmów. Nie zawracałem
więc jej głowy głupimi opowiastkami. Wróciliśmy do apartamentu. Sytuacja
praktycznie się nie zmieniła. Layla bez słowa poszła do sypialni. Zostałem sam.
Spojrzałem na zegar. Było wpół
do piątej. Westchnąłem i postanowiłem zacząć przygotowania do spotkania z
Tomem. Zostały mi tylko dwie godziny do wyjścia, a musiałem jeszcze wybrać ubranie. Nie miałem zielonego
pojęcia co założyć. Ze zwieszoną w zamyśleniu głową skierowałem się do
sypialni. Zastanawiałem się czy nie poprosić Inez o pomoc. Niestety moje
wszelkie postanowienia zniweczyło pukanie.
Podszedłem do drzwi i
otworzyłem. Nim się obejrzałem do apartamentu weszło sześciu mężczyzn. Byli
ubrani identycznie i wyglądali jak sześcioraczki. Byli identyczni. Potrząsnąłem
głową i spojrzałem na nich z oburzeniem. Nie zdążyłem się jednak odezwać.
-Gratulujemy panie Sebastianie.
- Pierwszy mężczyzna podał mi paczkę, którą trzymał. - To prezent dla pana.
-Yyy... – Inteligencja na poziomie przedszkolaka. - …dziękuję. - Wziąłem
pakunek i postawiłem go obok swoich nóg. - Kim wy...
-Nie czas na pytania. Teraz
musimy się radować. - Drugi facet podał mi kolejny pakunek. - Wszystkie paczki
są prezenta mi dla pana, Mówco Sebastianie.
Do moich rąk powędrowały
jeszcze trzy pudełka. Byłem tak zdezorientowany, że nawet nie wiedziałem o co
chciałem zapytać. Mężczyźni byli tak pewni siebie i rzeczowi, że kompletnie
mnie to zbiło z pantałyku. W tamtym momencie mogłem tylko na nich patrzeć. Żadne
słowa nie chciały ze mnie wyjść.
-Mamy tu jeszcze jedną paczkę.
- Jeden z mężczyzn podszedł do mnie i postawił naszczycie mojej piramidy sporej
wielkości podłużne pudełko. - To prezent dla Łowczyni Layli. Prosimy jej to
przekazać i przeprosić za zwłokę.
Pokiwałem głową w geście
zrozumienia i zostałem sam. Dopiero kiedy drzwi apartamentu się zamknęły moja
świadomość wróciła. Zdałem sobie sprawę, że nie mam pojęcia kim byli ci ludzie.
Ani czego chcieli. I co jest w tych paczkach. Postawiłem je na ziemi. Podrapałem
się w głowę. Na pięciu paczkach były małe karteczki. Tylko na tej dla Layli nic
nie było. Westchnąłem i zawołałem przyjaciółkę.
-Czego? - Dostałem
"delikatną" odpowiedź z sypialni Damiena i Layli.
-Chodź tu.
-Po co?
-No chodź.
-Dobra. - Layla po chwili
weszła do salonu. Kiedy zobaczyła paczki uniosła brew do góry. Wymownie na mnie
spojrzała. - No czego chcesz?
-To dla ciebie. - Podałem jej
podłużną paczkę.
-Nic nie zamawiałam. - Dziewczyna
wzięła ode mnie pakunek, ale niechętnie. - Co to jest?
-Uwierz mi, że nie mam
zielonego pojęcia. - Wskazałem ręka na piramidę paczek za mną. - Ja zostałem
również hojne obdarowany.
-Kto to przyniósł?
-Jakieś klony. Weszło tu
sześciu identycznych facetów, pogratulowali mi i wręczyli paczki. Ciebie kazali
przeprosić za zwłokę.
-To jakiś żart?
-Nie wiem. Jak chcesz wiedzieć
co to jest to otwórz. - Podniosłem paczki z ziemi i skierowałem się do swojej
sypialni. - Ja idę do siebie.
Wszedłem do pokoju i trochę się
zdziwiłem. Myślałem, że Inez nadal śpi, ale jej nie było. Położyłem paczki przy
swoim łóżku. Usiadłem na pościeli i żałośnie spojrzałem na prezenty.
Westchnąłem i położyłem się. Coś zaszeleściło pod moją głową. Ręką poszukałem
źródła dźwięku. Znalazłem kartkę. Notatka. Litery były koślawe, czyli ktoś
pisał w pośpiechu. Chwilę wpatrywałem się w kartę próbując odczytać notatkę.
"Musiałam natychmiast
wyjść. Będę wieczorem. Nie martwcie się o mnie. Opowiem wam wszystko jak wrócę
do hotelu. Inez."
Trochę mnie to zdziwiło, bo ona
zazwyczaj nie wychodziła nigdzie sama. Hmmm może coś się jej stać. Ale skoro
postawiła na samotność to chyba wszystko powinno być ok. Nie mogłem leżeć.
Wstałem i ułożyłem paczki obok siebie. Każda z nich była innej wielkości.
Uważnie im się przyjrzałem. Nie wyglądały podejrzanie. Postanowiłem obejrzeć
ich zawartość.
Najpierw otworzyłem najwyższe
pudełko. Na wieku napisane było "BUTY MÓWCY". W środku była para
czarnych, wysokich, sznurowanych butów na grubej podeszwie. Niczym specjalnym
się nie wyróżniały. Odłożyłem je na bok i zabrałem się za najmniejsze z
pudełek. Jego zawartość nazwano "KAPTUREM MÓWCY". Wyjąłem z paczki
czarny kaptur. Zwykły kaptur, jakich w dzisiejszych czasach wiele. Położyłem go
obok butów. Na wieku kolejnego pudła napisane było "BLUZA MÓWCY", a w
środku leżała ciemnozielona bluza z kapturem. Wzruszyłem ramionami i wziąłem
kolejne pudło. Zatytułowano je "SPODNIE MÓWCY". W środku leżały
złożone czarne, proste jeansy. Odłożyłem je i wziąłem ostatnie, największe i
najcięższe pudło. Napis na wieku mówił "KURTKA MÓWCY". W pudełku
leżała czarna, skórzana kurtka przypominająca krojem kurtkę motocyklisty. Wyjąłem
ją i położyłem na łóżku z zamiarem przymierzenia jej w wolnej chwili.
Chciałem już sprzątnąć
wszystko, ale moją uwagę przykuła koperta leżąca w pudle gdzie wcześniej była
kurtka. Wziąłem ją i otworzyłem. Było to list do mnie.
"Szanowny
Sebastianie Pourboix (czytaj Purbe),
Niezmiernie się cieszę z
twojej jakże zaszczytnej roli. Dzięki swoim umiejętnością i szlachetnemu
pochodzeniu zostałeś wybrany na królewskiego Mówcę. Muszę przyznać, że nie
oczekiwałem twego szybkiego dołączenia do grona Wybranych. Sądziłem, że nastąpi
to dopiero po twoich dwudziestych pierwszych urodzinach. Jednak im szybciej tym
lepiej. Mam nadzieję, że twój obecny przełożony, czyli dyrektor Akademii Adrian
Nuss wszystko ci wyjaśnił.
Jesteśmy też bardzo
radzi, że twoi przyjaciele są razem z tobą. To wiele znaczy. Między innymi
więź, jaką zacieśnialiście przez ostatnie tygodnie. Wróży to wiele dobrego dla
was, dla nas i dla całego świata wampirów.
Jeżeli będziecie mieć
kiedykolwiek jakiekolwiek pytania pytajcie śmiało. Jesteśmy do waszej dyspozycji.
Czekamy na wasze przybycie w Krasnodarze.
Z serdecznymi
gratulacjami,
XVI Król Świata Wampirów
Adalbert III Zamożny.
P.S: Strój, który ci
wysłałem możesz śmiało nosić na każdą okazję. W kieszeni kurtki jest mały prezent.
Prywatnie, ode mnie."
Kiedy zobaczyłem podpis króla
pod listem zaparło mi dech w piersi. Moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
Byłem zaskoczony i przerażony. Zastanawiało mnie o co dokładnie chodziło
królowi. Jaki znowu królewski Mówca? O
co w tym chodziło?. I jeszcze ten prywatny prezent.
Rzuciłem list na ziemię i
zacząłem przeszukiwać kieszenie kurtki. W jednej z nich znalazłem pierścień.
Był to zawinięty wąż z rozwarta paszczą, w której umieszczono czarny kamień.
Dokładnie się mu przyjrzałem. Dostrzegłem, że po wewnętrznej stronie był wygrawerowany
napis: "Dejar que la
Sangre Fluye En Ti"(Niech Krew płynie w Tobie.). Nie miałem bladego pojęcia co
to oznacza. Nie znałem również nikogo kto mógłby to przetłumaczyć. Jeszcze raz
obejrzałem pierścień i postanowiłem włożyć go na palec. Wąż gładko wsunął się
na mój serdeczny palec prawej ręki.
Pierścień pasował jak ulał.
Mogłoby się wydawać, że zrobiono go dla mnie. Zaśmiałem się i przypomniałem
sobie, że muszę przygotować się na spotkanie z Tomem. Spojrzałem na zegarek.
Było dobrze po piątej. Oczywiście nie miałem jeszcze stroju, a musiałem wziąć
prysznic. Westchnąłem i czym prędzej poszedłem się umyć. Kiedy wyszedłem było
przed szóstą. Wróciłem do pokoju i zacząłem przeglądać ubrania w szafie.
Grzebałem w nich przez piętnaście minut i nic konkretnego nie znalazłem. Z
rezygnacją zamknąłem szafę i usiadłem na ziemi. Zaraz musiałem wychodzić, a
byłem nie gotowy. Nagle mój wzrok padł na ubrania przesłane przez króla. W
głowie zajaśniała mi myśl "może to dobry wybór". Wstałem i popatrzyłem
na ubrania. Nie miałem większego wyjścia.
Wyszedłem z hotelu o wpół do
siódmej. Cieszyłem się, że zdążyłem na czas. Nie lubiłem się spóźniać. Szedłem
w stronę drogerii. Czułem się pewniejszy siebie niż zwykle. Czułem na sobie
wzrok mijanych ludzi. Nic mnie on nie obchodził. Można by powiedzieć, że nowe
ubrania dodały mi pewności siebie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Po chwili
stanąłem pod drogerią. Na drzwiach wisiała zawieszka "Zamknięte".
Czułem jednak, że Tom nie zamknął drzwi. Pchnąłem je i wszedłem do środka.
-Hej, Tom! Jesteś?
-Jestem, jestem. - Głos
chłopaka dochodził z zaplecza. - Zaraz do ciebie przyjdę.
-Ok. - Oparłem się o ladę i
czekałem na Toma, który po chwili do mnie dołączył. - Hej.
-Wow! – Chłopak zmierzył mnie
od stóp do głów i zagwizdał. - Wyglądasz rewelacyjnie.
-Dzięki. Idziemy?
-Uhm. Chodź zabiorę cię w
miejsce gdzie będziemy mogli być sobą.
-Zdaję się na ciebie.
-Aaaaa o mało bym zapomniał.
-O czym?
-O tym. - Tom wziął moją twarz
w dłonie i czule mnie pocałował - Powitalny buziak.
Po tym wyszliśmy ze sklepu.
Chłopak zaczął iść w stronę centrum. Szliśmy ramię w ramię. Opowiadaliśmy sobie
jak minęły nasze popołudnia. Kiedy mówiłem o przygodzie na klifie, Tom robił wielkie
oczy i szybciej oddychał. Na koniec powiedział, że jest pod wielkim wrażeniem.
Kiedy szliśmy blisko siebie,
zacząłem się dziwnie czuć. Moje serce szybciej i mocniej biło, a w brzuchy
czułem dziwne mrowienie. Czyżby to były znaki miłości. Tak, to miłość, Sebastian. Nie jakieś tam zauroczenie. Prawdziwa
miłość. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Nagle Tom się zatrzymał.
Stanąłem przed nim i obejrzałem się. Chłopak wpatrywał się w zaułek po drugiej
stronie ulicy. Po chwili zamknął oczy i opuścił głowę. Czegoś nasłuchiwał.
Spojrzałem na niego zdziwiony. Zastanawiało mnie co słyszy on czego nie słyszę
ja. Jestem wampirem więc słyszę wiele razy lepiej niż człowiek. Również spojrzałem
w zaułek i zacząłem słuchać dochodzących stamtąd dźwięków. Nie usłyszałem nic
poza odgłosami miejskiego życia i ludzi w domach. Znów spojrzałem na Toma. Już
nie nasłuchiwał, ale uparcie wpatrywał się w zaułek.
-Co się dzieje Tom?
-Nic takiego. - Podszedł do
krawężnika i rzucił do mnie przez ramię. - Poczekaj tu na mnie. Zaraz wrócę.
-Co? Gdzie ty...
Nie skończyłem, bo Tom znikał
już w ciemnym zaułku. Byłem lekko zdziwiony i oburzony. Dziwił mnie fakt, że
słyszał lub widział coś czego nie dostrzegałem ja, a oburzyło mnie to, że mnie
zostawił. Może i na moment, ale tak się nie robi na randkach.
Przez piętnaście minut stałem
na środku chodnika i czekałem na Toma. Ze zdenerwowania zacząłem uderzać stopą
o płytę chodnikową. Na szczęście po sekundzie wyłonił się z zaułka. Szedł w
moją stronę, a w ręku trzymał kopertę. Nie przyjrzałem jej się uważnie, ale wydawało
mi się, że miała na sobie pieczęć króla. Potrząsnąłem głową i wybiłem sobie ten
pomysł z głowy. No bo czemu człowiek miałby dostawać listy od mojego króla.
Skończyłem myśleć nad kopertą i
spojrzałem oburzony na Toma. Chłopak stanął przede mną i delikatnie się
uśmiechnął. Pokręcił głową i palcem potarł zmarszczkę na moim czole. Gest był
bardzo ciepły więc nie mogąc się długo gniewać, uśmiechnąłem się.
-Gdzie byłeś?
-Nieważne. - Tom złapał mnie za
rękę i zaczął ciągnąć po chodniku. - Obiecuję, że kiedyś się dowiesz, ale nie
teraz.
-Trzymam cię za słowo.
Nim dotarliśmy do celu, Tom
opowiedział mi o pracy w drogerii. Musiałem przyznać, że bardzo mi się podobało
jak chłopak o tym mówił.
Po około dwudziestu minutach
dotarliśmy na miejsce. Stanęliśmy przed wysokim budynkiem. Szyld nad drzwiami
mówił "Klub GLB". Podeszliśmy z Tomem do ochroniarzy przy wejściu.
Chłopak pokazał im kartę członkowską i wpuścili nas do środka.
Głośna muzyka, laserowe światła
i tłum spoconych nastolatków to rzeczy, których się spodziewałem. Zamiast tego
przywitało nas dwóch mężczyzny. Obaj byli ubrani jak kelnerzy. Zabrali nasze
kurtki i zaprowadzili do małego pokoju po drugiej stronie wielkiej sali. Po
drodze mijaliśmy wiele kobiet i wielu mężczyzn. Wszyscy byli ubrani podobnie do
nas. I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to co zobaczyłem przy jednym
ze stolików. Siedziały tam dwie młode dziewczyny i całowały się. Na początku
nie wiedziałem o co chodzi. Jednak po chwili zacząłem składać wszystkie fakty w
całość.
Tom zabiera mnie na randkę do
miejsca gdzie możemy być sobą. W klubie spotykamy wiele osób, a dwie dziewczyny
bez skrępowania się całują. Dla tego wszystkiego znalazłem tylko jedno
wyjaśnienie. Chłopak przyprowadził mnie do klubu dla homoseksualistów. Kiedy to
do mnie dotarło zaśmiałem się i pokręciłem głową.
Kiedy kelner otworzył przed
nami drzwi, weszliśmy do pokoju. W sali stał stół i dwa krzesła. Pokój był
pomalowany na beżowy i brązowy, a całość wnętrza ocieplono światłem z
kinkietów. Tom doprowadził mnie do stolika i odsunął dla mnie krzesło. Usiadłem
i poczekałem, aż usiądzie.
-Mam nadzieję, że cię niczym
nie rozczarowałem.
-A czym miałbyś mnie
rozczarować?
-No nie wiem. Może wolisz iść w
bardziej szalone miejsce. - Spojrzałem na niego zdziwiony. - No może kolacja w
takim miejscu to...
-Weź się na chwilę zamknij. - Położyłem
palec na ustach Toma. - Jestem ci bardzo wdzięczny, że nie wziąłeś mnie do
klubu pełnego dzieciaków. Mam ich po dziurki w nosie.
-Serio? - Chłopak mówił
niewyraźnie. - Podoba ci się?
-Tak. - Zabrałem palec. -
Kolacja w takim klubie, z osobą którą kocham to szczyt moich marzeń.
-Mówiąc "osobą którą
kocham" masz na myśli mnie?
-No, a kogo? W końcu jestem tu
tyl...
Nie dane mi było skończyć,
ponieważ Tom mnie pocałował. Musiałem mu przyznać, że miał zadziwiająco szybkie
ruchy. Nawet nie zauważyłem, kiedy podniósł się z krzesła i do mnie podszedł.
Jednak zamiast myśleć, wolałem poddać się czułemu pocałunki. Niestety nie trwał
on długo. Przerwało go wejście dwóch kelnerów z tacami.
-Przepraszamy, że przerywamy
tak ważną chwilę.
-Nic się nie stało. - Tom
wyprostował się i wrócił na swoje miejsce.
-Oto pana zamówienie.
-Dziękuję.
Pierwszy kelner postawił talerz
z jakąś potrawą przed Tomem, a dzbanek i kieliszek przede mną. Do dużego naczynia
nalano czerwony płyn, który okazał się być krwią. Spojrzałem w stronę kelnera,
ale już go nie było. Skierowałem więc wzrok na Toma. Chłopak patrzył na mnie z
uśmiechem.
-Nie patrz tak, tylko pij.
-Ale skąd ty to wziąłeś?
-Kierownik restauracji jest
znajomym mojej matki.
-Uhm.
Spędziliśmy razem z Tomem
wspaniałe dwie godziny. Rozmawialiśmy, tańczyliśmy i okazywaliśmy sobie miłość.
Poznaliśmy również wiele innych par podobnych do nas. Byłem tak szczęśliwy u
boku Toma, że zapomniałem o całym świecie. Jednak mój raj na ziemi przerwał
telefon.
-Tu szczęśliwie zakochany. Czym
mogę służyć?
-Sebastian? - Głos dziewczyny
był roztrzęsiony.
-Inez? Co się dzieje?
-Musisz nam pomóc. - Moja
przyjaciółka mówiła szybko.
-Co się stało?
-Jesteśmy w lasku na obrzeżach
miasta. - Zdyszany głos Inez rozbrzmiewał coraz ciszej. - Weź ze sobą Laylę i
pomóż...
Straciłem sygnał. Spojrzałem w
zamyśleniu przed siebie i po chwili puściłem się pędem przed siebie. Wbiegłem
do szatni i wziąłem swoją kurtkę. Wyszedłem z klubu, a za mną podążał Tom.
Przed klubem zatrzymałem się i odwróciłem do chłopaka.
-Przepraszam, ale muszę pomóc
Inez. – Byłem bardzo zaniepokojony.
-Co się stało?
-Nie wiem. Ale mam pewność, że
coś złego.
-Idę z tobą. – Tom wydawał się
bardzo zdeterminowany.
-Lepiej nie. Może ci się...
-Posłuchaj. - Tom złapał mnie
za ramiona i mocno, wręcz z wampirzą siłą, ścisnął je. - Jesteśmy parą i twoi przyjaciele
są moimi przyjaciółmi. Czuję się odpowiedzialny za bezpieczeństwo Inez w takim
samym stopniu jak ty.
-Ale to może być dla ciebie
niebezpieczne. Jesteś tylko człowiekiem.
-Nigdy nie oceniaj książki po
okładce.
-Ale ja nie...
-Koniec dyskusji. Idę z tobą.
Głośno westchnąłem i chłopak
puścił moje ramiona. Zadzwoniłem do Layli. W skrócie powiedziałem jej o co
chodzi. Powiedziała, że przyjedzie po nas samochodem i pojedziemy do lasu
razem. Podałem jej nazwę klubu. Czekaliśmy na przyjaciółkę pięć minut, a po piętnastu
byliśmy na miejscu.
-Musimy przeszukać cały ten
las.
-Może nie jest on duży, ale
przeczesanie go w trzy osoby zajmie nam pół nocy. - Spojrzałem na przyjaciółkę.
- Możemy nie mieć tyle czasu.
-Wiem, ale nie mamy większego
wyjścia. Jeżeli chcemy ich znaleźć musimy...
-Tam są. - Tam wskazywał palcem
dwie postacie leżące pod dużą sosną.
-Czy to nie było zbyt...
-Proste? - Dokończyłem myśl
przyjaciółki i ruszyłem w kierunku drzewa.
Kiedy tam dotarliśmy
znaleźliśmy nieprzytomnych przyjaciół. Layla podbiegła do Damiena i zaczęła go
dokładnie oglądać. Ja podszedłem do Inez. Dziewczyna leżała na plecach. Nie
wyglądała na połamaną, a jedyną widoczną raną były dwie małe dziurki na szyi.
Ślady kłów. Obejrzałem się na Damiena. On również miał na szyi dwie małe ranki.
Zauważyłem, że trzymał w ręku coś podobnego do włóczni. Nie, to nie było do
takiej podobne. To było włócznią. Długą, zaostrzoną i idealnie gładką. Nie pytaj skąd ona się tu wzięła, bo się po
ciebie bujnę, idioto.
Postanowiłem pomyśleć o dziwnym
głosie później. W tamtej chwili liczyło się bezpieczeństwo naszych przyjaciół.
Ostrożnie podniosłem Inez z ziemi, a Tom zajął się Damienem. Layla prowadziła
nas do samochodu. Po pięciu minutach siedzieliśmy w aucie i jechaliśmy do
hotelu. Na miejscu Tom pomógł nam przenieść przyjaciół do apartamentu. Ułożyliśmy
ich w łóżkach i daliśmy i im spać.
Odprowadziłem Toma do drzwi i podziękowałem
mu za randkę i pomoc. Chłopak uśmiechnął się i pocałował mnie na pożegnanie.
Wsiadł do windy, pomachał mi i zniknął. Uśmiechnąłem się do siebie i wróciłem
do pokoju. Mentalnie przygotowywałem się na trudy najbliższych dni.
****
-Minął już ponad tydzień. - Chodziłam
między meblami w salonie rodziców Inez. - Mógłbyś mi wreszcie powiedzieć co się
stało w tym lesie.
-Już ci przecież powiedziałem.
- Damien podążał za mną wzrokiem. - Nic się nie stało.
-Tak. Oczywiście. - Zatrzymałam
się i spojrzałam na chłopaka wilkiem. - Nic się tam niestało, a ja jestem
wróżką.
-Nie ma co tego roztrząsać. - Chłopak
podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. - Ale obiecuję ci, że się dowiesz.
-Kiedy?
-Niedługo. - Damien nachylił
się i mnie pocałował. - A gdzie wywiało Inez i Sebę?
-Poszli spotkać się ze
znajomymi. – Wzruszyłam ramionami.
-A gdzie są rodzice Inez?
-Pani Waltori jest u
kosmetyczki, a pan Waltori jest na sesji zdjęciowej.
-Ale czy on nie ma teraz
urlopu? – Damien wydawał się zaskoczony.
-Ma, ale to sesja dla sławnego
czasopisma mody ślubnej i nie mógł odmówić.
-Uhm. Czyli jesteśmy sami? –
Spojrzał na mnie i tajemniczo się uśmiechnął.
-Tak, ale co to za
"uhm"?
Damien mi nie odpowiedział. W
zamian mnie pocałował. Oddałam pocałunek, który trwał tak długo, że zabrakło mi
tchu. Odsunęłam się od Damiena i spojrzałam w jego oczy. Płonęły w nich pożądanie
i namiętność. Widząc jakie emocje w nim są uznałam, że nadszedł odpowiedni
czas.
Zachęcająco uśmiechnęłam się i
dałam mu do zrozumienia, że nadszedł czas. Niestety nim cokolwiek zaczęliśmy
robić, usłyszeliśmy głos Inez. Nie wiem po co, ale złapałam Damiena za rękę i
pociągnęłam go do ogrodu. Ukryliśmy się w namiocie ogrodowym. Usiedliśmy na
ziemi i czekaliśmy, aż Inez wyjdzie. W końcu dziewczyna opuściła dom. Odetchnęliśmy
z ulgą. Wstałam i opuściłam zasłonę na pustą ścianę namiotu. Spojrzałam na
Damiena i zrobiłam zachęcający gest ręką. Chłopak nie dał długo się namawiać.
Podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Położył na materacu. Na nasze szczęście
rodzice Inez uwielbiali spędzać czas na dworze. Dla wygody obok stołu położyli
duży, dwuosobowy materac. Będę musiała im za to podziękować.
Damien zaczął mnie rozbierać.
Po chwili oboje byliśmy nadzy. Chłopak delikatnie całował moje ciało, a ja
czułam się wspaniale. Pieszczoty Damiena wprowadziły mnie w dobry nastrój.
Później poczułam ból, który szybko zmienił się w przyjemność.
Usnęliśmy w swoich ramionach.
Czułam się tak dobrze, że mogłabym latać, ale zmęczenie wzięło górę. Spaliśmy
przytuleni do siebie i otuleni ciepłym kocem. Przez sen usłyszałam czyjeś
przyciszone głosy. Jednak nie zwracałam na to uwagi. W tamtym momencie liczyły
się dla mnie tylko bliskość i miłość Damiena. Mimo, że znaliśmy się nieco ponad
miesiąc połączyła nas dziwna więź. Czując ją, nie żałowałam żadnej spędzonej
minuty z moim chłopakiem.
Jakie to jest super :D
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnej części ;P