Rozdział VI (cz. II)


Rano znów obudziło mnie to cholerne ssanie w żołądku. Do tego żyły paliły mnie żywym ogniem. Wstałam i z bólem się przeciągnęłam. Każdy przemierzony krok w stronę łazienki sprawiał mi nie mało cierpienia. Przeklinałam Laylę za ten jej cholerny bezbolesny sen. Wzięłam prysznic i ubrałam się.

Łaziłam po pokoju i czekałam aż wreszcie przemiana się zakończy. Kochałam siebie, nie powiem, ale jednocześnie wkurwiało mnie to. Za długie kły znów zraniły moją wargę, szponowate paznokcie przeszkadzały w robieni czegokolwiek, a o odzywaniu się mogłam zapomnieć. Nawet mnie przerażało to metaliczne warczenie.
Przed dziesiątą byłam już gotowa do akcji. Z niemałą radością wdrapała się na parapet i zeskoczyłam z niego. Kiedy moja głowa już znikała za oknem, Damien znów dziecinnie wzdychał. Layla powinna wiedzieć, że on wie. Tępa idiotka.
Moje stopy bezszelestnie dotknęły ziemi, a ja lekko przykucnęłam. Po sekundzie już biegłam do klubu „Krwiści”. Zawsze znajdowała się tam jakaś pysznościowa ofiara, której i tak nikt nie będzie żałował. Wampirzy półświatek był dla mnie… No dobra – dla nas, dobrym miejscem.
Klub znajdował się na uboczu, w najgorszej dzielnicy miasta. Musiałam przebiec przez niezły labirynt ciemnych zaułków żeby się tam dostać. W końcu jednak stanęłam przed sypiącym się budynkiem z zabitymi oknami i obdrapanym szyldem nad drzwiami. W ostatnim ułamku sekundy zatrzymałam się i uniknęłam bolesnego zderzenia z kamienicą, w której był klub. Zapukałam, a po chwili znów przewracałam oczami. Szczeniak stojący na „bramce”, ponownie prosił mnie o przepustkę. Z głośnym westchnieniem pokazałam mu przedramię. Dzieciak ze znamieniem na policzku wpuścił mnie i mogłam bawić się do woli.
Ściany były w kolorze krwi, a głębi efektu dodawały świecie, które były w całej sali. Przy ścianach stały stoliki i skórzane kanapy. Po środku ustawiony był bar, a za nim ładniutki Dziki wydawał krwiste drinki z palemkami i takimi tycimi parasoleczkami. We wnęce po lewej kilku wyrostków i blond cizi, w za krótkich i zbyt obcisłych spódniczkach, grało w bilard. Chamsko się śmiali, byli głośni, a o ich kulturze można było sobie pomarzyć. Między stolikami krążyły dwie, zgrabniutkie ślicznotki. No po prostu byłam w raju.
Usiadłam sobie z niewinną miną przy stoliku i czekałam aż jakiś interesujący kąsek wpadnie w moje sidła. Długo to nie trwało. Po mniej więcej dziesięciu minutach do klubu weszła dziewczyna. Nie byle jaka. Wysoka brunetka o powabnych kształtach (jeśli wiecie o co mi chodzi, bo wiecie, co nie?). Przy każdym kroku jej cyc… znaczy się loki delikatnie poruszały się. Ponętnie się uśmiechała tymi swoimi czerwonymi ustami, a wszystko dookoła oglądała dużymi, czarnymi i tak bardzo niewinnymi oczami. Do tego ten jej goździkowy zapach. Patrząc na nią, wiedziałam, że ten cały Bóg jednak istnieje. Ludzie mieli rację.
Odprowadziłam wampirzycę wzrokiem do stolika, a po sekundzie już byłam obok niej. Zmierzyła mnie wzrokiem i posłała mi słodki uśmiech.
-Hej. – Położyłam dłoń na biodrze i lekko przechyliłam głowę, a moje włosy opadły na lewe ramię. – Jesteś tu nowa? Nie widziałam cię wcześniej.
-Hej. Jestem przejazdem.
-Pięknie. – Uroczo się uśmiechnęła. – Czekasz na kogoś czy może jesteś sama?
-Tak… - Wampirzyca zawahała się, ale po chwili wzruszyła ramionami. – Jestem umówiona z chłopakiem.
-Zdążę przed waszym spotkaniem. – Popatrzyłam jej w oczy, a ona od razu wpadła. „Złoty płyn” zrobił swoje. – Chodź ze mnę, kochanie.
-Dobrze… - głos dziewczyny był załamany i przygaszony, a jej czarne oczy straciły blask - … moja pani… - Kocham ten zwrot!
Podałam jej dłoń i razem przeszłyśmy do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz, a wampirzycę przyparłam do ściany. Przez chwilę na nią patrzyłam i wpadłam na słodziutki pomysł. Klasnęłam w dłonie, podskoczyłam, a potem stanęłam za dziewczyną. Odsłoniłam jej szyję.
-Patrz w lustro, kochanie. – Szepnęłam jej do ucha i lekko je polizałam. – Cały czas.
Uśmiechnęłam się do niej, a potem pochyliłam nad jej szyją i wbiłam kły w jej tętnicę. Słodka krew brunetki zalała moje usta. Ssałam ją jak małe dziecko mleko matki. Ja byłam szczęśliwa jak dziecko. Przekręciłam głowę tak by móc spojrzeć w lustro. To był piękny widok. Rzecz jasna Ona od razu by mnie zrugała, no ale przecież spała.
Moje pragnienie w końcu ustąpiło, a palenie w żyłach minęło jak sen złoty. Odsunęłam głowę i położyłam ją na ramieniu wampirzycy. Promiennie się uśmiechnęłam.
-Jak ci na imię, kwiatuszku?
-Lizzy. – Posłała mi nieprzytomny uśmiech.
-Śliczne, tak jak ty. – Stanęłam przed nią i znów podałam jej rękę. – Wracajmy.
Zaprowadziłam dziewczynę do jej stolika. Grzecznie podziękowałam i poprosiłam, aby kolejnego dnia też mi towarzyszyła. Bez wahania się zgodziła. Jakoś innej odpowiedzi się nie spodziewałam. Przed wyjściem pomachałam Lizzy.
Z radości podskoczyłam przed klubem i ruszyłam do hotelu. Moje kroki były lekkie, a mnie samą przepełniała euforia. Po raz kolejny biegłam parkiem. Nagle się zatrzymałam. Z drogerii wychodził Sebuś. Żegnał go jakiś chłopak. Jeśli to jest ten cały Tom to już wiem, o co Inez podnosiła taki raban. Przystojny i gej. Szkoda. Pozwoliłam im się pożegnać, a po całusie stanęłam za Sebusiem.
-Hej, kochasiu.
Chłopak odwrócił się. Na mój widok cofnął się i potknął o własne nogi. Sierota.
-Czy ty nie boisz się tak pokazywać ludziom?
Spojrzałam na niego zaskoczona i obejrzałam się. Nie miałam na sobie krwi. Nie byłam brudna, a moje ubranie wydawało się być w porządku. Ponownie na niego spojrzałam, A Sebuś pokazał na kły. No i w tym momencie wszystko stało się jasne. Szczerzyłam swoje długaśne ząbki jak idiotka, a na ulicy od cholery ludzi. Z westchnieniem podałam chłopakowi rękę i przestałam się uśmiechać.
-Musisz mnie tak straszyć? – Sebuś otrzepał spodnie z kurzu.
-Nie muszę, ale to fajna zabawa. – Wzruszyłam ramionami. – I wybacz, ale nie przeproszę. To nie moja działka.
-Łowczyni?
-Do usług. – Lekko dygnęłam. – Wracamy do hotelu po upojnej nocce z Panem Przystojnym, co?
-I nic ci do tego. – Warknął na mnie. – Czy wy macie jedne wspomnienia?
-Że z Nią? – Zaczęliśmy iść w stronę hotelu. – Nie chcę tego, ale owszem.
-A więc pamiętasz naszą… rozmowę moją i Layli?
-Mhm. – Cicho parsknęłam. – Nie martw się. Niczego nie powiemy. Aż tak podła nie jestem. – Sebastian podniósł brew i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Nie jestem.
-Dziękuję. – Uśmiechnął się, ale jego oczy były smutne.
Do samego hotelu już się nie odzywaliśmy. Sebuś nad czymś intensywnie myślał, a ja starałam się nie pędzić jak autko wyścigowe. Jednak nie dany był mi powrót do apartamentu. Poranek przyszykował dla mnie więcej atrakcji. Nie sądziłyśmy jednak (Zdziwko? Mówię o sobie i Layli), że to coś tak zaważy na naszej przyszłości.
Po minucie byłam już na plaży. Prawie wyglądała normalnie. Prawie, ponieważ była po części pusta, a grupa nad brzegiem dziwnie się wyróżniała. Zastanowił mnie fakt, że ludzie i Dzicy spokojnie sobie stali i jak gdyby nigdy nic znęcali się nad jakimś kolesiem. Szłam w ich kierunki i w końcu raczyli mnie zauważyć. Wysoki, zakapturzony Dziki zaprosił mnie gestem do okręgu. Dwa wampiry rozstąpiły się, stanęłam między nimi i czekałam na rozwój wypadków.
No i się nie naczekałam. Byłam wdzięczna, ponieważ czekanie mnie nudziło. Gdy znad morza powiała bryza dotarł do mnie zapach skatowanego chłopaka. Jego krew przesiąknięta była adrenaliną i strachem. Tak intensywnej woni nie miałam okazji wąchać od zdarzenia z Niną. Jakiś dziwny instynkt podpowiadał mi, że mam ratować wampira. Przewróciłam oczami i w duchu przeklęłam Laylę. Ona i jej samokontrola.
Zaatakowałam dopiero kiedy niska blondynka zrobiła krok w stronę ofiary. Ogłuszyłam ją i rozpoczął się dość szybki, intensywny i nieciekawy pojedynek. Pierwsi padli ludzie. Brunet i szatynka stojący najbliżej siebie. Nim się ruszyli zbliżyłam ich szyje do siebie i dwoma sprawnymi ruchami rozerwałam ich tętnice. Gorąca krew tryskała dookoła, a ja po chwili byłam nią ulepiona. Nie sprawiło mi to radości, ale pranie i tak było działką Layli. Ludzie upadli na ziemię z głuchym „tap”, a ich agonalne krzyki rozdarły ciszę plaży. Pod dwoma umierającymi ciałami pojawiła się sporo plama jasnej krwi.
I w tym momencie zaczęło się nasze cierpienie (Layli również). Jakiś facet złapał mnie w pasie, a potem ktoś inny rzucił mną o klif. Uderzyłam w jego ścianę plecami i osunęłam się na ziemię. Na głowę posypały mi się małe kamyczki. Usłyszałam niepokojący trzask i spojrzałam w górę. Ze szczytu klifu spadała sosna, a jej prędkość mnie zmartwiła. Wstałam, ale zakręciło mi się w głowie. Zatoczyłam się do tyłu i przylgnęłam plecami do ściany klifu. Szczęściem drzewo uderzyło w ziemię dwa metry przede mną i ukryło mnie w swoich gałęziach, ponieważ przechyliło się na zbocze. Odetchnęłam mimo iż igły nieźle podrapały moją piękną twarz.
-Razem ze Stevenem, Jensenem i Dukem zajmę się ciałami Vicky i Spencera. – Usłyszałam niski, męski głos. – Weź ze sobą Setha i Johana. Załatwcie sukę spod klifu, a potem razem z Blazem i Zamii do nas dołączycie.
-Dobra. – Kilka głosów odezwało się na raz.
-Widzimy się w domu.
Słuchałam kroków na piasku. Cztery osoby zaczęły w milczeniu sprzątać po martwych ludziach. Jeszcze inne kręciły się wokół nieprzytomnej pary. Zaniepokoiło mnie jednak, że trzy osoby zaczęły iść w moi kierunku. W mniej więcej połowie drogi zatrzymały się.
-Sevil?
-Taaa? – Znów ten męski głos.
-Mamy ją od razu zabić? – Ten dzieciak był przepełniony nadzieją. – No wiesz, tę sukę.
-Najpierw dowiedzcie się dla kogo pracuje. – Dla nikogo! Idiota! – Potem sprawcie żeby wiła się  agonii jak Vicky i Spencer. – Chyba śnisz!
-Załatwione szefie!
Trzy pary naiwnych stópek znów zaczęły kierować się w moją stronę. Rozdzielili się, a ja poczułam się jak w amerykańskim horrorze kategorii „z”. Nie sądziłam, że można być aż tak tępym. Przed kilkoma minutami zabiłam dwójkę ich przyjaciół, a jedną blondzię pozbawiłam przytomności. Ci goście albo mieli nie po kolei w głowach, albo nabrzmiałe ego. Faceci…
Na szczęście szumienie w mojej głowie zniknęło, a ból pleców minął. Po lewej, zdecydowanie za blisko mnie usłyszałam kroki. Uciekłabym w prawo, gdyby nie fakt, że i stamtąd doszły mnie ciche dźwięki. Nie miałam pomysłu co dalej. Miałam do wyboru masakrę grupową albo mord jednostkowy. Ah te ciężkie wybory…
W końcu mój świetlany umysł podsunął mi idealny pomysł. Wdrapałam się na najbliższą gałąź. Drzewo lekko się osunęło, a krew w moich żyłach na chwilę przestała krążyć. Na szczęście nic się nie stało. Wampiry w końcu spotkały się pod klifem. Przeklinali i rozglądali się dookoła. Zaśmiałam się w duchu, a potem zsunęłam w dół pnia. Nad brzegiem wciąż się ktoś kręcił, a wielki Dziki był tuż przede mną. Nie miałam zbyt wielkiego pola do popisu. Zeskoczyłam więc z pnia, ściągając tym samym uwagę chłopaka. Krzyknął, że mnie znalazł i po chwili pochylał się nad moim „nieprzytomnym” ciałem.
-Zachciało się z nami gierek? – Wampir-idiota gardłowo się zaśmiał. – Łodo zginiesz.
Nie odzywałam i nie poruszałam. Czekałam co ten dzieciak zrobi. Podniósł mnie i przyparł do pnia. Nie chciał abym w chwili wydawania ostatniego tchnienia była nieprzytomna, to też z całej siły wymierzył mi policzek. Moja głowa gwałtownie uderzyła o pień, a twarz zaczęła niemiłosiernie piec. Nie dałam już rady dłużej udawać ofiary. Spojrzałam na niego skrzywdzonym wzrokiem, a w moich oczach stanęły łzy.
-Ja… ja… - Zająknęłam się i przełknęłam ślinę.
-Ty co? – Ciemnooki chłopak w wieku Layli przycisnął mnie mocniej do pnia. – Zadarłaś z „katami” więc czeka cię śmierć.
-Ja… jestem urodzoną aktorką. – Słodko się uśmiechnęłam mimo iż sprawiło mi to fizyczny ból. Z moich zaczęło wydobywać się groźne warczenie. – Nie sądzę, że to ja padnę tu trupem. Moje sztuczne łzy i wzrok zbitego szczeniaka zbiły cię z tropu, co?
Wampir zrobił wielkie oczy, ale i tak udał niewzruszonego i zaśmiał się. Śmiech umarł gdy zmiażdżyłam krtań Dzikiego. Spojrzałam na jego klęczące ciało zimnym wzrokiem. Kopnęłam go, a ten trzymając się za gardło, upadł. Nadepnęłam na jego klatkę piersiową, zabierając mu tym samym ostatnie tchnienie. W oczach szatyna pojawił się ból i strach przed śmiercią. Uklęknęłam i pocałowałam go w czoło. Odchodząc, zostawiłam za sobą martwe ciało.
Po sekundzie obok mnie już był kolejny Dziki. Złapał mnie za ramię i odwrócił. Spojrzałam w jego oczy, a „złoty płyn” zadziałał bez zarzutów. Chłopak puścił mnie, a ja szepnęłam wprost do jego ucha.
-Krzyknij do chłopaku, który tu idzie, że mnie złapałeś, a ten tu nie żyje.
Chłopak kiwnął głową i wypełnił moje polecenie. Uśmiechnęłam się, a po chwili zatapiałam moje kły w szyi wampira. Jego krew powolutku wypełniała mnie i uzupełniała moje siły. W końcu padł martwy, a ja miałam mniej pracy. Wytarłam usta, podziękowałam za posiłek i wyjrzałam zza pnia. Moich pierwszych ofiar nie było, a ostatnia siedziała ze wzrokiem wbitym w piasek. Tuż obok nieprzytomnych Dzikich.
Wskoczyłam na drzewo, a owieczka podniosła na oczy na morze. Zrozumiał, że żyję i powoli wstał. Patrzył na mnie chłodnym wzrokiem, którego nie omieszkałam odwzajemnić. Chłopak był o głowę wyższy ode mnie, miał szerokie ramiona i długi kucyk, a wiekiem był zbliżony do Layli. Bez dziwnego tatuażu na policzku byłby nawet atrakcyjny.
-Co zrobiłaś Sethowi i Johanowi?
-Pomyślmy… - Z gracją skoczyłam na piasek. – Zabiłam ich. – Na moich ustach zaigrał drwiący uśmiech.
-Czego chcesz?! – Wampir był zdenerwowany. – Dla kogo pracujesz?!
-Zwolnij chłopcze. – Zbliżyłam się do niego. – Po kolei. Niczego nie chcę i nie pracuję dla nikogo.
-Więc czemu ich zabiłaś?!
-To chyba logiczne. Oni chcieli zabić mnie, więc się broniłam. – Zaczęłam krążyć wokół chłopaka, a mój palec delikatnie muskał jego ciało. – A po za tym zabijanie jest dla mnie tym czym dla dziecka jest zabawa. Igraszka.
-Kim do cholery jesteś, psychopatko?
-Jestem pieskiem spuszczonym ze smyczy. – Zatrzymałam się za wampirem. – Moja pani dała mi trochę swobody, a ja z niej korzystam.
-Wariatka! – Chłopak szarpnął mną i stałam przed nim. – Ja też zginę z twoich rąk?
-No niekoniecznie z rąk… Są już takie brudne… - Wyszarpnęłam dłoń z jego uścisku i przyjrzałam jej się. Potem podsunęłam ją pod twarz Dzikiego. – Widzisz? To krew twojego kumpla. – Kiedy ją odtrącił zaśmiałam się. – Nie mogę jednak zabierać ci szansy na dostąpienie zaszczytu śmierci z mojej przyczyny.
-Dlaczego to tak musi się skończyć? Po latach treningów i zabijania sam zginę z rak jakiejś zdziecinniałej małolaty. – Chłopak gorzko się zaśmiał. – Śmieszne, prawda?
-Wręcz komiczne. – Posłałam mu dziecinny uśmiech, - Wybierasz drogę pokojową czy siłową?
-Pokojową.
-No to…  Coś powiedział?! – Spojrzałam na niego jak na wariata.
-Pokojową. Zabij mnie już, okey?
-Żartujesz?! – Wkurwiłam się. Zabrał mi całą zabawę. – Coś taki potulny, co?
-Zdaje ci się. Zabij mnie już.
Wampir zamknął oczy, a mnie szlag jasny trafił. Bluźniąc, wskoczyłam na jego plecy. Byłam zła, bo brutalnie odciął mnie od uciechy jaką są krzyki i błagania o litość. Głupi Dziki!
Miałam już zatopić ząbki w jego gładkiej szyi kiedy stało się coś nieoczekiwanego. Brunet upadł na ziemię i przygniótł mnie do niej, a do najlżejszych nie należał. Zaczęło brakować mi tchu, a o ironio on też nie oddychał. Wkurwiłam się jeszcze bardziej, bo ktoś bezczelnie pozbawił mnie przyjemności jaką było zabicie chłopaka. Dźwignęłam go i zrzuciłam z siebie.
Nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Wzięłam kilka naprawdę głębokich oddechów. Odwróciłam się, gdy ktoś za mną stanął. Nieprzytomny dotychczas chłopak trzymał w dłoni serce. Jeszcze gorące i ociekające krwią. Rozłożyłam z niedowierzaniem ręce i podeszłam do niego. Zanim się zatrzymałam, szatyn leżał twarzą na piasku.
-Na serio?! – Warknęłam i wyciągnęłam z jego dłoni serce. – Jakim kurwa cudem?!
Przeklinałam ile się dało. Zastanawiałam się jak, kurwa, jak facet, który dopiero co odzyskał przytomność kogoś zabił. Nawet ja nie byłabym do tego zdolna. Na dokładkę blondzia się ocknęła. Uderzyłam ją i wróciła posłusznie na piasek. Potem przeciągnęłam ciało chłopaka bez serca pod pień i ułożyłam je obok jego kumpli. Wciąż przeklinając, wycierając ręce z krwi, wróciłam do nieprzytomnej pary.
-Kurwa… jaka ja jestem genialna!
Zaśmiałam się i zadzwoniłam po Inez. Dziewczyna bez wahania zgodziła się mi pomóc. Po rozmowie położyłam się na piasku i odpoczywałam. Zamknęłam oczy…

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział X (cz.I)

Rozdział IX (cz. I)