Rozdział VII (cz. I)

 -Chyba żartujesz. - Damien wstał z miejsca i popatrzył na mnie z oburzeniem - Chcesz się z nim spotkać po tym co chciał ci zrobić?
-Nie mam wyjścia. - Również wstałam i podeszłam do drzwi. - Zawarliśmy układ i muszę dotrzymać swojej części.
-Nie ma mowy. - Damien podszedł do mnie i złapał mnie za ramię. - Nigdzie nie pójdziesz.
-Nie powstrzymasz mnie. - Wyszarpnęłam mu się i otworzyłam drzwi. - Nie próbuj.
-Pozwól, że chociaż pójdę z tobą.

-Nie.
-Laylo... - Damien zrobił zbolałą minę. - Nie chcę aby coś ci się..
-Nic mi nie będzie. - Odeszłam od apartamentu i wsiadłam do windy, a Damien podążył za mną. - Umiem sobie radzić. Do zobaczenia.
-Nie, poczekaj...
Nic więcej nie usłyszałam, ponieważ drzwi windy zamknęły się i zaczęłam zjeżdżać w dół. Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze z płuc. Nie lubiła, działać wbrew woli przyjaciół, ale były sprawy wymagające poświęceń. Spotkanie z Sevilem właśnie taką było. Musiałam najpierw okłamać przyjaciół, a potem im się przeciwstawić. Na początku było mi źle z kłamstwem, ale biorąc pod uwagę bezpieczeństwo Damiena, Inez i Sebastiana postanowiłam wyzbyć się poczucia winy. Przysięgłam sobie również, że pozbędę się większej części sumienia. Nie mogłam sobie pozwolić na żałowanie swoich ofiar.
Winda zatrzymała się. Westchnęłam i wysiadłam. Przeszłam przez hol i wyszłam z hotelu. Skręciłam w prawo i weszłam do parku. Nie do końca pamiętałam drogę do klubu, bo zazwyczaj nie zwracałam uwagi na mijane obiekty. Kiedy jestem drapieżcą kieruję się instynktem, a nie mapą, więc dotarcie do "Krwistych" zajęło mi więcej czasu w normalnej postaci.
Szybko szłam przez park, aż w końcu znalazłam się po jego drugiej stronie. Wyszłam na mało ruchliwą ulicę. W tej części miasta budynki stawały się bardziej obskurne, wyższe i mniej bezpieczne. Policzyłam w myślach do dziesięciu, uspokoiłam galopujące serce i ruszyłam na spotkanie z Sevilem.
Mijałam znane mi uliczki i budynki, które zarazem były mi bardzo obce. Wreszcie znalazłam się w najgorszej części miasta. Tutaj przestałam się czuć zagrożona. Z tych uliczek bił dziwny, ale nie dla mnie, spokój. Mój instynkt krzyczał, że jestem w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jednak moje serce wiedziało, że nic mi nie grozi. Uśmiechnęłam się pod nosem i skręciłam w ciemną uliczkę. Idąc nią, kątem oka spostrzegłam wiele poruszających się cieni. Obserwowały mnie. Śledziły każdy mój ruch. Na chwilę zatrzymałam się i spojrzałam w kierunku jednego z nich. Zatrzymał się i patrzył na mnie. Władczo się uśmiechnęłam. Cień pokazał mi swoje białe kły i lekko zasyczał. Dał mi znak, że czuje respekt. Lekko skłoniłam głowę i wznowiłam marsz.
W końcu dotarłam do klubu. Zapukałam w drzwi. Uchyliły się i ukazała się w nich twarz młodego chłopaka z blizną. Uniósł brew w geście wyczekiwania. Przebiegle się uśmiechnęłam i odsłoniłam ramię. Chłopak pokiwał głową, cofnął się i wpuścił mnie do klubu. Przywitał mnie młody mężczyzna. Gestem ręki poprosił abym szła za nim. Wampir prowadził mnie w głąb klubu. Podszedł do drzwi i zapukał w nie trzy razy w krótkich odstępach czasu. Po chwili otworzyły się i pojawiła się w nich sympatyczna, starsza kobieta. Zaprosiła mnie gestem do środka. Kiedy weszłam kobieta szepnęła do mnie.
-Jak już skończycie, zapukaj do drzwi cztery razy bez odstępów. Wtedy cię wypuszczę, skarbie.
Kiwnęłam głową. Dzika ciepło się uśmiechnęła, pogłaskała mnie po policzku i wyszła. Po chwili zastanowienia ruszyłam w głąb ciemnego pokoju. Nagle zapłonęły świeczki ustawione w całym pomieszczeniu. Rozejrzałam się dookoła. W przytulnie urządzonym pokoju stał stolik i dwa krzesła. Na jednym z nich siedział Sevil. Wstał i lekko się skłonił.
-Witaj Laylo. – Jego uśmiech był fałszywy, ale nie wymuszony. - Cieszę się, że przybyłaś.
-Witaj Sevilu. – Uśmiechnęłam się równie sztucznie jak on. - Ja również podzielam twą radość z tego spotkania.
-Proszę usiądź. – Dziki wskazał mi ręką wolne miejsce.
-Dziękuję. - Usiadłam na krześle. – Skończmy już z tymi niuansami. Nie jesteśmy tu aby sobie schlebiać. Wiesz po co przyszłam.
-Wiem. Obiecałem ci opowiedzieć o "katach" w podziękowaniu za ciała przyjaciół. - Sevil usiadł na przeciwko mnie. - Jesteśmy wdzięczni.
-Oddanie wam tych ciał nie było niczym nadzwyczajnym. – Oparłam się, rozłożyłam ręce i zamknęłam oczy, a potem wzruszyłam ramionami. - Zwykły odruch moralny. Nic po za tym.
-Rozumiem, ale nadal chcę się odwdzięczyć. - Sevil oparł łokcie na stole, skrzyżował dłonie i oparł na nich podbródek. - Opowiem ci o naszym stowarzyszeniu.
-Zamieniam się w słuch. – Nachyliłam się nad stołem i spojrzałam w oczy Sevila.

****

Po wyjściu Layli humor Damiena strasznie się popsuł. Zamknął się w sypialni i kazał sobie nie przeszkadzać. Ani ja ani Inez nie chcieliśmy wchodzić mu w drogę więc wróciliśmy do swojego pokoju. Dziewczyna położyła się na łóżku i stwierdziła, że musi się trochę przespać. Nie kłóciłem się z nią. Dałem jej odpocząć i wróciłem do salonu. Usiadłem przed telewizorem i zacząłem oglądać jakiś film. Po pół godziny kompletnie mi się znudził. Wyłączyłem więc telewizor i postanowiłem wyjść na spacer. Z ubolewaniem spojrzałem na drzwi Damiena i wyszedłem.
Stojąc pod hotelem nie miałem pojęcia gdzie iść. Było mi to obojętne. Po chwili wahania postanowiłem pójść na plażę. Było już po trzeciej i słońce zbliżało się do horyzontu. Będzie ładnie wyglądać na tle ciemnego nieba. Z postanowieniem obejrzenia słońca ruszyłem na plaże.
Wiedziałem, że mogę na nie tylko zerknąć. Minusem bycia z elity było szkodliwe działanie słońca. Pod jego wpływem wampiry dostawały wymiotów, a skóra najpierw wysychała, potem kruszyła aby na końcu stanąć w płomieniach. Nie przyjemna śmierć, która spotkała już wielu moich pobratymców. Żałośnie westchnąłem i ruszyłem w kierunku plaży.
Szedłem sobie powoli, aż w końcu dotarłem na miejsce. Na pierwszy rzut oka wszystko było normalne. Woda, piasek, słońce. Jednak było coś co bardzo mnie zaniepokoiło. Pod klifem stało kilkanaście osób i patrzyło w górę wskazując coś palcami. Powiodłem wzrokiem na szczyt wzniesienia. To co zobaczyłem zmartwiło mnie. Na klifie stała dziewczyna. Wyglądało jakby miała skakać. Po chwili uświadomiłem sobie, że ona istotnie chce się zabić.
Pod wpływem impulsu puściłem się biegiem do wejścia na klif. Pędziłem co sił w nogach i po dziesięciu minutach znalazłem się na tarasie widokowym, na którym stała dziewczyna. Zgromadziło się tam wielu gapiów. W tłumie wyróżniłem też kilku policjantów. Jeden z nich stał dziesięć metrów za dziewczyną i rozmawiał z nią. Prowadzenie z nią rozmów wcale jej nie pomagało. Widać było, że robi się bardziej nerwowa i za chwilę skoczy. Przecisnąłem się przez tłum i podszedłem do jednego z policjantów. Mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem, wzruszył ramionami i krzyknął do faceta stojącego na tarasie.
-Hej! Finn! Mamy negocjatora. Złaź stamtąd.
-Dobra, dawaj go tu. – Młody policjant, stojący za dziewczyną odwrócił się i machnął na mnie ręką.
-Ok. – Starszy mężczyzna pchnął mnie w stronę tarasu. – Powodzenia.
-Co? Ja nie...
Nie zdążyłem dokończyć, ponieważ policjant wepchnął mnie na platformę i zamieniłem się miejscem z drugim gliną. Chciałem tylko zapytać o co chodzi, a oni wzięli mnie za negocjatora. Co prawda miałem przypisaną specjalność "negocjator", ale to nie znaczyło, że nim jestem. Wpakowałem się w niezłe bagno.
Najpierw spojrzałem na tłum za mną. W ich oczach widziałem oczekiwanie i gotowość do linczu w razie gdyby dziewczyna skoczyła. Wziąłem głęboki oddech. Powoli odwróciłem się w kierunku samobójczyni. Dobrze się jej przyjrzałem. Przed dwudziestką, nie wysoka i z delikatną nadwagą. Miała krótkie, rude włosy i przebiegłe spojrzenie. Spojrzenie w którym widać było smutek, rozpacz i złość. Chwilę się zastanowiłem i zadałem jedno pytanie. Nie wiedziałem dlaczego właśnie ono, ale coś mówiło mi, że jest poprawne.
-Masz chłopaka?
-Co? - Dziewczyna odwróciła się do mnie. - Kim ty jesteś?
-Jestem negocjatorem - W pewnym sensie. - Powiedz mi czy masz chłopaka.
-Nie. - Bingo. Mam punkt zaczepienia. - Przez jednego tu jestem.
-Opowiesz mi co się stało? – Powoli podszedłem do dużego drzewa, aby móc stanąć w jego cieniu. - Postaram się pomóc.
-Nikt nie jest w stanie mi pomóc, nawet jakiś zasrany negocjator. – Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem, a każde wypowiadane słowo prawie z siebie wypluwała.
-Uspokój się. – Stanąłem pod drzewem i zrobiłem uspokajający gest dłońmi. - Porozmawiajmy i postarajmy się znaleźć jakieś wyjście. - Mówiłem do dziewczyny bardzo wolnym, spokojnym i kojącym głosem, który nie brzmiał jak mój. - Proszę.
-Dobra. Pogadam z tobą. – Dziewczyna jeszcze raz zmierzyła mnie wzrokiem i z podenerwowaniem zacisnęła szczękę. - Ale zabierz stąd tych ludzi i gliny.
-Zobaczę co da się zrobić.
Nie spuszczając wzroku z dziewczyny wycofałem się do tyłu. Podszedłem do policjanta i kazałem mu zabrać z tarasu wszystkich gapiów. Gliniarz nie był zadowolony z rozkazów, ale wykonał je. Po chwili na platformie widokowej zostałem ja, dziewczyna i sześciu policjantów. Jak najgrzeczniej rozkazałem im się wycofać na odległość większą niż droga prowadząca na klif. Najstarszy z nich zmierzył mnie wzrokiem i zszedł z klifu. Za nim podążyli jego koledzy. Odprowadziłem ich wzrokiem i wróciłem do dziewczyny.
-Teraz mi wszystko opowiesz?
-Teraz tak. – Dziewczyna trochę się rozluźniła.
-Może wrócisz za barierkę? – Na powrót stanąłem pod drzewem. - Będzie nam lepiej rozmawiać.
-Nie! – Dziewczyna gwałtownie potrząsnęła głową, a jej rude loki zawirowały wokół jej twarzy. - Ty stój tam gdzie teraz, a ja zostaję tu. Nie zbliżaj się.
-Dobrze. - Zrobiłem uspokajający gest dłońmi i cofnąłem się o krok. - Powiedz mi dlaczego chcesz skoczyć.
-Widzisz, to trochę długa historia.
-Posłucham. Mam czas. - Dopóki stoisz w cieniu możesz jej słuchać. Jak dosięgnie cię słońce zrobi się nie przyjemnie.
-Dobrze. - Dziewczyna jednak wróciła za barierkę. Ulżyło mi i odetchnąłem. - Półtora roku temu poznałam na dyskotece jednego chłopaka. No i on wydawał się miły. Zaczęliśmy spotykać się częściej. W końcu poszliśmy razem do łóżka. Ole mówił mi, że mnie kocha, że chce być ze mną już zawsze i inne takie pierdoły. Oczywiście mu wierzyłam. Pokochałam go z całego serca. - Po policzku dziewczyny spłynęła łza. - Jakieś trzy miesiące temu dowiedziałam się, że jestem w ciąży. - To dlatego ona wydawała ci się pulchniejsza. Ciąża wszystko tłumaczy. I co z ciebie za wampir, że nie słyszałeś bicia serca tego dzieciaka? Debil!
-I ojcem twojego dziecka jest Ole, tak?
-No a któż by inny. Na początku to przed nim ukrywałam. Miałam zamiar oddać dziecko do adopcji. Niestety cała sprawa z ciążą wyszła na jaw. Moja przyjaciółka nie mogła znieść brzemienia jakim było kłamstwo i powiedziała o całej sprawie Olemu. Kiedy się o tym dowiedział wcale się nie cieszył. Zasugerował mi nawet aborcję. Oczywiście się nie zgodziłam. Może i nie chciałam tego dziecka, ale to nie oznaczało, że je zabiję. Jak powiedziałam o tym Olemu wściekł się. I wyszła na jaw jego prawdziwa natura. Awanturnik, który nie kochał mnie i zwodził przez ponad rok. Najpierw wmawiałam sobie, że wszystko się jakoś ułoży. Niestety nie ułożyło się. Ole zostawił mnie z ciążą. Nie wiedziałam co mam zrobić więc zdecydowałam się powiedzieć o wszystkim moim rodzicom.
-Podejrzewam, że się nie ucieszyli słysząc, że ich córka jest w ciąży z mężczyzną, który jej nie kocha. To też kazali ci usunąć ciążę i znaleźć sobie jakąś pracę, później chłopaka i na końcu za niego wyjść. Popraw mnie jeśli się mylę.
-Chciałabym powiedzieć, że się mylisz. Rodzice powiedzieli, że załatwią za mnie cały zabieg. Nie zgodziłam się. Nie chcę źle dla tego dziecka. Po porodzie po prostu oddam je do adopcji. Niestety rodzice nie chcieli wyrobić sobie złej opinii u sąsiadów. No bo jak by to wyglądało, gdyby córka poważanych obywateli Thorshavn miała nie ślubne dziecko. Powiedzieli mi, że jeśli nie zgodzę się na ich warunki po prostu zamkną mnie w pokoju i nie wypuszczą, aż do zabiegu. Nie wyraziłam zgody, więc tata zrobił tak jak powiedział. Siłą zaciągnął mnie do piwnicy i zamknął tam. Siedziałam tam chyba z tydzień. - Dziewczyna usiadła i spojrzała na mnie, a w jej oczach zobaczyłem czystą rozpacz. Samobójczyni złapała się za brzuch i czule go pogłaskała. - Kiedy mnie wypuścili zachowywali się bardzo dziwnie. Nie wspomnieli nawet słowem o aborcji, co bardzo mnie zaniepokoiło. Okazało się, że moja mama wpadła na lepszy pomysł niż usunięcie ciąży. Zaaranżowała mi małżeństwo.
-I kiedy się o tym dowiedziałaś postanowiłaś uciec z domu. Nie chciałaś wychodzić za mąż za jakiegoś starego pryka, który miał pieniądze i pozycję społeczną. Ty potrzebujesz czegoś więcej. Ty chcesz miłości, uczucia i romantyzmu. Postanowiłaś skoczyć z klifu, ponieważ nie chciałaś życia u boku staruszka. Podejrzewam, że zrobiłaś to również ze względu na dziecko. Po prostu chciałaś uciec od tego wszystkiego. Prawda?
-Tak. Skąd to wszystko wiesz?
-Wiesz, jako negocjator muszę dostrzegać rzeczy nie widoczne na pierwszy rzut oka. Taka... praca.
-Muszę przyznać, że po rozmowie z tobą bardzo mi ulżyło. Szczerze powiedziawszy to już nie chcę się zabić. Ale cóż innego mi zostało. Do rodziny wrócić nie mogę, a na innych liczyć nie chcę. Przede mną nie widzę żadnych perspektyw na przyszłość.
-Pamiętaj, że zawsze są jakieś perspektywy. Możemy postarać się o miejsce dla ciebie w Domu samotnej matki. Będziesz tam mieć zapewnioną opiekę i spokój. A po narodzinach dziecka albo oddasz je do adopcji albo zaopiekujesz się nim. Daj sobie pomóc... Tak właściwie to nie wiem nawet jak się nazywasz.
-Mam na imię Lone. - Dziewczyna wstała, odeszła od barierki i podeszła do mnie. - Dziękuję ci za pomoc...
-Sebastian. Mów mi Sebastian.
-Dzięki Sebastian. Bez tej rozmowy pewnie dowiedziałbyś się o mnie z nekrologu. A tak mam zamiar zacząć nowe życie.
-Cieszę się, że mogłem ci pomóc Lone. - Wyciągnąłem do niej rękę, którą chwyciła. - A teraz chodźmy załatwić sprawy związane z tobą.
         -Dobrze.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział III (cz. II)