Rozdział II (cz. I)

W drzwiach stał Matt.
-Czego tu szukasz? - Przylgnęłam do okna i przybrałam groźny wyraz twarzy.
-Chciałem cię zobaczyć złotko. - Matt zrobił krok w przód.
-Nie mów do mnie złotko. – Warknęłam. - Chciałeś mnie zobaczyć? Więc mnie widzisz. Teraz spadaj.

-Ostra, taka jak lubię. - Znowu postąpił wprzód. - Nie musisz się tak spinać złotko.
-Nie podchodź do mnie. – Zacisnęłam dłonie w pięści. – Ostrzegam cię jak jeszcze raz nazwiesz mnie "złotkiem" to się wkurzę.
-Bez przesady. Nie bądź taka zaborcza. Wiem, że ci się podobam.
Szybko się do mnie zbliżył i przycisnął całym swoim ciałem do okna. Miałam zablokowane ręce więc nic nie mogłam zrobić. Zaczęłam się wiercić. Matt nachylił się i pocałował mnie w szyję. Nie spodobało mi się to. Krzyknęłam. Niestety Matt wcale się nie przejął i znów mnie pocałował. Krzyknęłam raz jeszcze tylko że głośniej. Chłopak chyba zaczął tracić cierpliwość, bo mocniej do mnie przylgnął, tak że nie mogłam nawet poruszyć nogą. Cały czas całował mnie po szyi, ale robił to coraz gwałtowniej i natarczywiej. Chciałam to przerwać, ale nie mogłam. W pewnym momencie na szyi poczułam coś ostrego. Byłam zdezorientowana i próbowałam się dowiedzieć co to było. Myślałam że to był jakiś nóż, ale bardzo się pomyliłam.
Tym ostrym przedmiotem były kły Matta. Bałam się, że chciał się mną pożywić. I pewnie by mu się udało gdyby nie to, że ktoś go ode mnie odciągnął. Kiedy byłam już oswobodzona kontrolnie dotknęłam swojej szyi. Musiał przebić mi skórę bo poczułam krew na palcach. Przycisnęłam rękę mocniej do ciała. Spojrzałam przed siebie. Na środku pokoju stał Matt i strażnik, który mnie tu wpuścił. Mężczyzna trzymał go za kark i ręce. Matt wyrzucał z siebie potok słów. Podejrzewam, że niektóre były skierowane do mnie. Strażnik wprowadził go na korytarz, a w drzwiach stanął Damien. Był oszołomiony i zaskoczony. Nic nie mówiłam tylko rzuciłam się w jego ramiona. On też milczał. Objął mnie i lekko kołysał. Staliśmy tak przez chwilę, kiedy na korytarzu pojawił się strażnik.
-Czy nic się nie stało panno Collins?
-Nie, nic mi nie jest. – Delikatnie się uśmiechnęłam i potrząsnęłam.
-Czy aby na pewno? Masz na ręku krew.
-Co? - Spojrzałam na swoją dłoń. - To nic. Po prostu się skaleczyłam. To nic takiego.
-No dobrze. Zostawię was.
Strażnik sobie poszedł. Damien odsunął się i zamknął drzwi. Popatrzył na mnie z zatroskaniem. Widziałam w jego oczach, że znów się obwiniał. Nie mogłam znieść tego widoku.
-Nie rób tego... - Szepnęłam.
-Gdybym się pospieszył to nic by się nie stało.
-Co się stało to się nie odstanie. – Potrząsnęłam głową i spojrzałam w oczy chłopaka. - Jestem cała i zdrowa.
-To skąd ta krew?
-To nic takiego. Po prostu Matt mnie skaleczył.
-Ale jak?
-Swoimi kłami. - Powiedziałam to ze spokojem, tak jakby to było dla mnie coś normalnego.
-Nie wolno nam ich używać po za polowaniami. – Damien zrobił oburzoną minę. – Nie mówiąc już o pożywianiu się innymi wampirami. To nienormalne!
-Wiem. Dobrze o tym wiem. – Złapałam go za rękę. - Ale nie chcę teraz mówić o tym co tu się stało, ok?
-Dobrze. – Westchnął. - Wiesz która jest godzina?
-Po dziesiątej, a co?
-Nie nic. Mam dziś jedno spotkanie i zasadniczo muszę już się zbierać.
-Dobra. Ja i tak muszę wrócić do swojego dormitorium. Muszę się przebrać.
-Chodźmy.
Damien zabrał swój telefon i wyszliśmy z jego pokoju. Zjechaliśmy windą na parter i minęliśmy recepcję. Wyszliśmy przed dormitorium chłopców i tam się pożegnaliśmy. Damien odszedł w stronę Dziekanatu, a ja skierowałam się w swoją stronę. Nie uszłam nawet stu metrów gdy ktoś mnie zawołał. To był Sebastian. Wyglądał ze swojego okna i machał do mnie. Odmachałam mu. Krzyknął żebym na niego poczekała. Zgodziłam się i stanęłam na uboczu. Po chwili z budynku wyszedł Sebastian.
-Hej skarbie. Co ty tu robisz? – Chłopak był cały w skowronkach.
-Hej. – Promiennie się uśmiechnęłam. - Byłam u Damiena.
-A co od ciebie chciał? – Zrobił zdziwioną minę.
-Wiesz to dość skomplikowane, ale jesteśmy parą.
-Od kiedy? – W oczach Seby zapłonął ogień ciekawości. - Gadaj natychmiast.
-Zasadniczo to od dzisiaj.
-No to musisz mi opowiedzieć o waszych relacjach.
-Ok, ale muszę wrócić do pokoju i przygotować się do zakupów.
-To ci pomogę. Chodź.
Sebastian pociągnął mnie za rękę i poszliśmy razem w kierunku mojego dormitorium.
Kiedy się przygotowywałam do wyjazdu cały czas rozmawiałam z nim o moim nowym związku. Powiedziałam mu chyba wszystko co mogłam, ale pominęłam niektóre fakty związane z Mattem. Gadaliśmy  dość długo, a w międzyczasie piłam swoją poranną porcję krwi.
O dwunastej spotkaliśmy się z Damienem i Inez w doku. Popłynęliśmy statkiem do Odessy. Podczas podróży gadaliśmy o głupotach. Inez cały czas wypytywała mnie o mój związek, a przy jednej z rozmów wyszło na jaw, że Damien jest uprzedzony do gejów. Ma z nimi niemiłe wspomnienia i jest homofobem. Na całe szczęście żadna z nas nie chlapnęła, że Sebastian jest gejem. Inez poinformowała mnie również o miejscu do którego w tym roku pojedziemy na wakacje. Razem z rodzicami wybrała Wyspy Owcze. Byłam lekko zaskoczona i podekscytowana. Podejrzewałam, że tegorocznych wakacji długo nie zapomnę. I nie pomyliłam się.
Kiedy przypłynęliśmy do Odessy było bardzo pochmurno i padał deszcz. Opiekunowie zawieźli nas do jednego z centrów handlowych i dali nam wolną rękę. Ja, Damien, Inez i Sebastian trzymaliśmy się razem. Łaziliśmy po sklepach przez bite sześć godzin. O dwudziestej wróciliśmy do Akademii. Mieliśmy w planach obejrzenie filmu na DVD, ale byliśmy tak zmęczeni, że po wkroczeniu na teren Akademii nie chciało nam się już nic robić. Więc chłopcy odprowadzili nas do dormitorium i poszli do siebie. Wróciłam do pokoju, zostawiłam tam zakupy na tegoroczne wakacje i przygotowałam się do kąpieli. Po wieczornej toalecie położyłam się spać. W myślach powiedziałam sobie, na dobranoc, że to był bardzo udany dzień. Byłam tak zmęczona, że usnęłam po pięciu minutach.
Ze snu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Z wielką niechęcią podniosłam się i wzięłam go z biurka. Dostałam wiadomość od Damiena. Napisał mi, że dziś zaczynamy „Wielki tydzień przygotowań” do wakacji. Muszę przyznać, że wcale nie miałam zbyt wielkiej ochoty aby przez siedem dni pakować walizki Inez. Wolałam posiedzieć w pokoju i posłuchać muzyki. No ale już obiecałam przyjaciółce, że będę więc nie mogłam się wycofać.
Westchnęłam i przygotowałam się do pójścia do łazienki. Kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam stojącą przed nimi recepcjonistkę z holu. Miała podniesiona rękę co wskazywało, że miała zamiar pukać. Spojrzałam na nią, ale nie zdążyłam się odezwać bo kobieta zrobiła to pierwsza.
-Panno Collins, dyrektor Nuss wzywa cię do Dziekanatu. Masz być tam o godzinie dziesiątej.
Zanim zdążyłam zapytać o powód, kobieta znikała w windzie.
Potrząsnęłam głową i zamknęłam pokój. Skierowałam się do łazienki. Na miejscu zastałam kilka dziewczyn z mojej klasy. Wśród nich była również Inez. Zdziwiło mnie to, ponieważ ona nigdy nie wstawała w weekendy przed dziesiątą. Podeszłam do niej i się przywitałam.
-Hej Inez. Co dziś tak wcześnie?   
-No hej. Dostałam wezwanie do dyra. – Była wyraźnie niezadowolona z wczesnej pobudki. – Czego on znowu ode mnie chce?
-A może chodzi o te ostatnie „wizyty u pielęgniarki”? – Zapytałam ironicznie.
-Gdyby chodziło o to, to nie dostałabym oficjalnego wezwania. – Pokazała mi język.
-No to może twoi rodzice cię odwiedzają?
-Żartujesz? Byli u mnie dwa tygodnie temu. – Oparła dłoń na umywalce. - Teraz przyjadą dopiero w sierpniu na rozpoczęcie. A po za tym spotykamy się w wakacje.
-No racja. – Wzruszyłam ramionami. - Jeśli nie chodzi o to, to po co by cię wzywał? Albo po co wzywa mnie?
-Ciebie też? – Przyjaciółka lekko przekrzywiła głowę, a jej długie, białe włosy opadły na prawe ramię.
-Taaa, dzisiaj rano wpadłam na recepcjonistkę. – Spojrzałam w lustro. - Powiedziała mi, że mam być u dyra o dziesiątej.
-Serio? Mnie powiedziała to samo. – Inez wyprostowała się. - Dodała tylko, że mam się nie spóźnić.
-Heh. Trochę to dziwne.
-Masz rację. – Inez wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie w lustrze. - Bierzesz prysznic?
-Tak. Jak chcesz możesz wejść przede mną.
-Dzięki.
Skończyłyśmy gadać i Inez weszła pod prysznic. Zaczęłam się zastanawiać czego dyrektor może od nas chcieć. Co do Inez to mogła być każda błahostka, ale ja byłam czysta. No cóż dowiemy się gdy pójdziemy się spotkać z dyrektorem.
   Po czterdziestu minutach spędzonych w łazience ja i Inez byłyśmy gotowe do wyjścia. Postanowiłyśmy wejść jeszcze do kuchni i wziąć krew na śniadanie. Miałyśmy jeszcze pół godziny do spotkania. Po pożywieniu się wyszłyśmy z dormitorium. Skierowałyśmy się w stronę dziekanatu.
   W drodze na spotkanie gadałyśmy o planowanych wakacjach. Inez wymieniła mi prawie wszystkie rzeczy jakie chciała zabrać ze sobą. Zamilkłyśmy dopiero po wejściu do dziekanatu. Podeszłyśmy do recepcji i zaczepiłam siedzącą za biurkiem kobietę.
Starsza pani Fernandez miała bujne, siwe loki zawsze upięte z tyłu głowy staromodną klamrą. Jej twarz nosiła wyraźne oznaki doświadczenia, bo co do wieku nikt nie był pewny. Kobieta mogła mieć nawet sto sześćdziesiąt lat. Wokół jej ust widoczne były zmarszczki, które z uśmiechu czyniły dziwny grymas. A wyblakłe, pozbawione pigmentu oczy wyglądały jak wąskie szparki bez wyrazu. Jedynie jej ubiór różnił się od całej reszty. Pani Fernandez zawsze nosiła dopasowane spodnie w kant, idealnie białą koszulę z falbaną i żółtą marynarkę. Ten mundurek pamiętałam jeszcze z czasów swojego dzieciństwa w Akademii.
-Dzień dobry. Mamy dziś spotkanie z dyrektorem Nuss’ em.
-Wasze nazwiska? – Starsza wampirzyca nie zaszczyciła mnie spojrzeniem, lecz zerknęła na Inez znad klawiatury komputera.
-Collins i Waltori.
Kobieta spojrzała w monitor komputera i dopiero w tedy spojrzała na mnie. Jej wyblakłe, czerwone oczy dokładnie lustrowały moją twarz. Dopiero po minucie ponownie się odezwała.
-Collins? Tak? – Patrząc na mnie, w oczach kobiety pojawił się nienaturalny błysk. - Idźcie od razu do gabinetu pana dyrektora.
-Dobrze. Dziękujemy.
Odeszłyśmy od biurka i skierowałyśmy się do jego biura. Musiałyśmy wejść na trzecie piętro, gdzie przeniesiono jego biuro. Gdy dotarłyśmy na miejsce zaskoczyła nas obecność Damiena i Sebastiana. Oni też wyglądali na zdziwionych naszym widokiem. Podeszłyśmy do nich, ale nie zdążyłyśmy nic powiedzieć, ponieważ z gabinetu dyrektora doszedł nas jego tubalny głos.
Zwróciliśmy się ku gabinetowi. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam za przyjaciółmi. Kiedy weszliśmy do pokoju zastaliśmy tam dyrektora, trenera Caprera i panią Dymitrow.
-Dzień dobry. Cieszymy się, że się stawiliście. – Dyrektor Nuss uśmiechnął się do nas, a zmarszczki wokół jego ust lekko się ujawniły. Mężczyzna wskazał na cztery krzesła stojące przed biurkiem. – Proszę, usiądźcie.
Usiedliśmy i czekaliśmy na dalsze wyjaśnienia.
-Zapewne zastanawiacie się po co zostaliście tu ściągnięci? – Zgodnie pokiwaliśmy na znak zgody. – W takim razie zaraz się wszystkiego dowiecie. Tatiano proszę zacznij.
Nauczycielka chemii była kobietą w sile wieku. Niedawno skończyła osiemdziesiąt, a po samym wyglądzie zgadywać by nożna było, że ma ledwo czterdzieści lat. Tatiana zawsze nosiła długie do pasa, śnieżne włosy, które zaczesywała za ucho. Na twarzy tej wyniosłej wampirzycy pojawiły się pierwsze zmarszczki mimiczne, ale tylko dodawały jej uroku. Kolor oczu chemiczki był intensywnie czerwony, a jej usta rozsiewały wokół przyjazny uśmiech. Ubiorem również nie odstawała od swego szlacheckiego pochodzenia. Podczas spotkania miała zieloną, kolistą spódnicę, czarny dopasowany golf bez rękawów oraz kraciastą pelerynkę.
-Oczywiście Adrianie. – Nauczycielka poprawiła się w krześle i wzięła głęboki oddech. – W Akademii dbamy o dobre wykształcenie wampirzej elity z całego świata. Niestety zdarza się, że na drodze staje nam ktoś, kto chce w tym przeszkodzić. Wiele lat temu przez takie osoby dyrekcja szkoły zmuszona została do powołania Rady Bezpieczeństwa. To ściśle tajna organizacja zajmująca się ochroną i bezpieczeństwem Akademii. Od dawien dawna ta struktura stara się dbać o prawidłowość przebiegu życia każdego z elitarnych wampirów. W jej skład zawsze wchodziło i wchodzić będzie troje pedagogów i czworo uczniów. „Wybrani” są specjalną jednostką naszych wychowanków, którzy spełniają odpowiednie kryteria intelektualne i fizyczne.
Tatiana zamilkła, a opowieść zaczął trener.
Paul Caprer był młodziutkim wampirem, który dopiero co ukończył Akademię. Miał około 38 lat, krótkie, zawsze pedantycznie ułożone na żel włosy w kolorze kości słoniowej. Jego oczy były wąskie i lekko skośne. Kiedy się w nie patrzyło miało się wrażenie tonięcia w bezdennej studni krwi. Wystające kości policzkowe, delikatny zarost i lekko wysunięta dolna szczęka były jego cechami charakterystycznymi. Miał dziwnie oliwkową skórę oraz zadarty nos. Ubiorem jednak nie różnił się od zwykłego ucznia. Jasne jeansy, kolorowy t-shirt i trampki.
-Jeżeli sięgniecie pamięcią do początku stycznia przypomnicie sobie dziwny test, który kazaliśmy wam rozwiązać. Zapewniliśmy was, że to zwykł test psychologiczny. Coś jak test na inteligencję. – Na młodej twarzy trenera zaigrał uśmiech, a w oczach pojawił się złowieszczy błysk. – To oczywiście było kłamstwo. Ten sprawdzian miał wyłonić spośród uczniów czwórkę najinteligentniejszych studentów. Podkreślę, że przeprowadzano go tylko w waszych rocznikach. – Mężczyzna poprawił się w fotelu i rozpiął sweter. – Następnie wzięliście udział w Olimpiadzie Międzyklasowej, która miała sprawdzić waszą sprawność fizyczną. Badaliśmy między innymi waszą siłę, szybkość i celność.
-Dziękuję ci Paul. – Dyrektor przerwał trenerowi i sam kontynuował rozpoczętą historię. Na jego ustach pojawił się przyjacielski uśmiech, ale w oczach nie zobaczyłam cienia radości. – Po przeprowadzeniu obu testów i zweryfikowaniu wyników okazało się, że wasza czwórka jest najzdolniejszymi studentami Akademii. Czekaliśmy na odpowiedni moment, aby was o tym poinformować. Właśnie nastał ten czas. Od tego momentu stajecie się pełnoprawnymi członkami Rady Bezpieczeństwa.
Kiedy dyrektor zamilkł chciałam wybuchnąć głośnym śmiechem. To, co mówili było niedorzeczne i nie trzymało się zdrowego rozsądku. Jakim cudem doszli do wniosku, że grupa nastolatków powstrzyma zło na świecie?
Zebrałam się w sobie i przemówiłam.
-Przepraszam, że się wtrącam, ale czy mogę o coś zapytać?
-Oczywiście Laylo. – Dyrektor uśmiechnął się do mnie. – Nie krępuj się.
-Jest to dość szokująca informacja, ale czy myśli pan, że grupa nastolatków może poradzić sobie z problemami Akademii? – Pochyliłam się do przodu.
-Tak. – Zdecydowana postawa dyrektora zmusiła mnie do odwrotu. Pod wpływem władczego spojrzenia mężczyzny powróciłam do swojej poprzedniej pozycji. - Jesteście młodzi i zdolni. Każde z was ma inny talent, którego nie jest świadome. Z takimi uzdolnieniami wasza czwórka może zdziałać wielkie rzeczy.
-O jakie talenty panu chodzi? – Inez spojrzała na dyrektora, a w jej dużych oczach igrała niepewność.
-Zaraz się dowiecie. Tatiano?
Pani Dymitrow sięgnęła z biurka jakieś materiały i rozdała je nam. Tymi dokumentami były wyniki testów i nasza charakterystyka.
-Prosiłabym abyście przeczytali to po powrocie do pokoi. – Kobieta spojrzała na trenera.
-Pamiętajcie o tym, że zostaliście Czworgiem Wybranych. – Trener Caprer wstał i zajął miejsce obok dyrektora. Lewą dłoń położył na skórzanym oparciu fotela. W jego oczach widziała błysk dumy. – To zaszczyt.
-Tak, to jest wielki zaszczyt. – Nuss wstał i pokazał dłonią na drzwi. - Możecie już odejść.
Wstaliśmy i wyszliśmy z gabinetu. W milczeniu przemierzyliśmy dziekanat. Odezwaliśmy się do siebie dopiero po wyjściu z budynku.
-Możecie w to uwierzyć? – Sebastian stanął na schodach budynku, a w jego czerwonych oczach czaiło się niedowierzanie.
-Nie Seba, nie możemy. – Myślałam, że zaraz wybuchnę i zacznę tarzać się po ziemi ze śmiechu. – To jest niedorzeczne.
-Taaa, dokładnie. Czego oni od nas wymagają? – Moja przyjaciółka powoli podeszła do fontanny i usiadła na marmurowym murku. - Że staniemy się superbohaterami w lajkrze?
-No właśnie. Inez ma rację. Jak dla mnie to jeden wielki żart.
Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale dotarło do mnie, że dyrektor wcale nie żartował. Nie wiele myśląc zaczęłam iść w stronę dormitorium.
-Hej! Layla, poczekaj. – Damien krzyknął za mną, a potem do mnie podbiegł. Swoją ciepłą i silną dłonią złapał mnie za nadgarstek. - Gdzie tak pędzisz?
-Musimy przeczytać te badania. – Pomachałam papierami przed nosem chłopaka.
-Ty to wzięłaś na serio? – Damien uśmiechnął się z niedowierzaniem.
-Nie wiem. - Po chwili zastanowienia wzruszyłam ramionami. - Może.
-Ale to musi być żart. – Przyjaciel podszedł do mnie.
-Wiesz Seba, jak tak się dobrze zastanowić to wszystko co powiedział dyrektor ma jakiś sens. - Odwróciłam się do niego i spojrzałam mu oczy. Chciałam się uśmiechnąć, gdy zobaczyłam w nich blask ciekawości.
-Może i tak, ale czy chcesz się w to bawić. – Damien poklepał Sebastiana po ramieniu. - Nie masz pewności, że to bezpieczne. Lepiej przemyśl to jeszcze raz.
-Przemyślę to po tym jak przeczytam swoje wyniki. – Odeszłam kilka kroków, a potem spojrzałam za siebie. - Jeśli chcecie chodźcie ze mną, jeśli nie, zostańcie tu.
Patrzyłam z wyczekiwaniem. Przyjaciele spojrzeli po sobie, wzruszyli ramionami i ruszyli w moim kierunku. Razem udaliśmy się w stronę dormitoriów.
Kiedy już dotarliśmy na miejsce skręciłam i zaczęłam iść w kierunku gaju. Nie spoglądałam na resztę. Słyszałam ich kroki i głębokie oddechy głośno i wyraźnie. Wiedziałam, że za mną idą. Weszłam między drzewa i po pięciu minutach doszłam do polanki, gdzie często odpoczywałam. Zatrzymałam się i obejrzałam za siebie. Damien stanął za mną i położył mi rękę na ramieniu. Inez jeszcze przedzierała się przez drzewa, a kroku dotrzymywał jej Sebastian.
-Tutaj możemy w spokoju poczytać. – Ręką wskazałam na polanę – Usiądźmy.
-Niech ci będzie. – Damien teatralnie westchnął.
Usiadłam pośrodku polanki, chłopak zajął miejsce obok mnie, a Inez i Sebastian usiedli naprzeciwko nas. Jeszcze raz spojrzałam na przyjaciół i z mocno bijącym sercem zagłębiłam się w lekturze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział III (cz. II)