Rozdział XI (cz. I)



~Wreszcie wracam. Po dość długiej przerwie zapraszam na kolejny rozdział, który zmieni wiele w życiu jednego z bohaterów. Miłego czytania~


Pod koniec dnia moje siły były na wyczerpaniu. Od zakończenia bitwy aż do trzeciej nad ranem zajmowałam się wieloma rzeczami na raz. Najpierw przeszukiwałam Akademię, potem pomagałam w eskorcie uczniów do doku, a na końcu zmuszono mnie do sprzątania trupów. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że większość ciał zaczęła spalać się na słońcu i na całej wyspie unosił się odór spalenizny oraz zgnilizny. Smród był tak okropny, że po niedługim czasie kilku strażników zemdlało i trzeba się było nimi zajmować. Na domiar złego podczas eskorty uczniów nie mogliśmy nad nimi zapanować. Spora część była w wielkim szoku i reagowało na polecanie płaczem lub histerią. Przez te kilka dłużących się godzin wielokrotnie krzyczałam i denerwowałam się.
-Jeśli spotkam jeszcze jedno płaczące dziecko, to nie ręczę za siebie. – Miotałam się po dziedzińcu Dziekanatu i nie mogłam spokojnie usiąść. – O! I kiedy on wreszcie raczy się tu zjawić? Czekamy na niego już…
-Dokładnie dziesięć minut. – Damien stał oparty o ścianę budynku i nerwowo tupał nogą. - Liczę, że zaraz się zjawi.
-Tak. Ja też. Chciałbym być już poza Akademią. – Zwykle spokojny Sebastian, siedział oparty o podest i wyglądał bardzo źle. – Do jasnej cholery! Gdzie on jest?
-Mam już tego dość. – Inez nie oglądając się na nikogo, zaczęła iść przed siebie. – Idę do doku, nie wiem…
Nie dokończyła, ponieważ przerwał jej huk wystrzału. Mój mózg zaczął pracować ze zdwojoną siłą i szukać źródła dźwięku. Pomógł mu w tym drugi strzał.
-Tam. – Wskazałam palcem gaj. – Gdzieś w środku.
Wszyscy od razu zerwaliśmy się do biegu. Do linii drzew dobiegłam jako pierwsza. Poczekałam na przyjaciół i razem zaczęliśmy przedzierać się przez krzaki. Mój instynkt kierował mnie na naszą polanę. Gdy byliśmy jakieś dwadzieścia metrów od celu usłyszałam czyjąś przyciszoną rozmowę.
Zastanawiałam się jakim cudem oni nam umknęli podczas ewakuacji. Jestem pewna, że każdy kąt był doskonale sprawdzony i nie było mowy o pomyłce. Postanowiłam jednak pomartwić się tym później.
-Spadamy stąd. – Męski głos kogoś ponaglał.
-Ale jesteś pewien, że on nie żyje? – Dziewczyna. – Musimy być pewni. W przeciwnym razie nici z kasy od Pana B.
-On na pewno nie żyje. – Chłopak mówił coraz głośniej. – Te dwie kulki, które zaliczył zrobiły z jego serca i płuc miazgę. Jad robi swoje.
-No dobra. – Delikatny szelest ubrań. Dziewczyna podnosiła się.
W tym samym momencie dotarliśmy z przyjaciółmi do polany. Po sekundzie zastanowienia powiedziałam im, co zrobimy. Rozdzieliliśmy się. Sebastian i Inez przeszli na drugą stronę polany, a ja i Damien zostaliśmy tam gdzie się zatrzymaliśmy. Uważnie lustrowałam wzrokiem to, co działo się na polanie. Pod dużym dębem leżał mężczyzna. Martwy wampir nużył się we własnej krwi. Nad nim stała Nina, dziewczyna na którą kiedyś napadłam. W dłoni trzymała broń, identyczną do tej, którą miałam za paskiem. Obok niej stał Matt. W dłoni ściskał pistolet, którym poganiał dziewczynę. Widać, że był zdenerwowany.
Nagle powiał wiatr i do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach krwi. O ile pamięć mnie nie myliła, to podobną woń czułam od trenera. Mój mózg od razu połączył wszystkie fakty w jedną spójną całość. Dałam Damienowi znak i weszłam na polanę.
-Uuuuu… - Bezszelestnie podeszłam do Niny i położyłam jej rękę na ramieniu. – Spaprałaś robotę. Powinnaś od razu celować w serce, a nie w płuca. Oszczędziłabyś trenerowi wiele cierpienia.
-Co do… - Dziewczyna spojrzała na mnie i podskoczyła. – Kiedy ty…
-Nic nie mów moja droga. – Przystawiłam Ninie broń do skroni i odbezpieczyłam ją. – Lepiej się poddaj. Mam przewagę.
-Jeszcze czego.
Dziewczyna zwinnie mi się wywinęła i stanęła za mną, mierząc w moje plecy. Usłyszałam krótkie parsknięcie.
-Myślałem, że Łowczyni nie skala swojego języka kłamstwem. – Matt podszedł do mnie i pogłaskał po policzku. Potem chwycił moje włosy i szarpnął moją głową do tyłu. – Ale ty nawet teraz jesteś kłamliwą suką, złotko.
-Tak sądzisz? – Spojrzałam na chłopaka kpiącym wzrokiem, a potem zagwizdałam. – Mam ze sobą przyjaciół.
W mgnieniu oka za plecami chłopaka pojawiła się Inez, a zaraz po niej na polanie stanął Sebastian. Nim Matt zdążył choćby się odezwać został wkopany w ziemię. Inez i jej alchemia były bardzo pomocne. Kiedy już Matt został unieruchomiony, Sebastian przystawił mu broń do skroni. Twarz naszego zakładnika nie wyrażała żadnych emocji.
-No dobra. – Matt lekko wzruszył ramionami. – Mnie złapaliście, ale nadal macie na głowie Ninę.
-I znów błąd. – Zagwizdałam ponownie. Za plecami usłyszałam kroki, a potem poczułam szarpnięcie. Nina puściła mnie i upadła na ziemię. – Jesteś taki naiwny, Matt.
-Wcale nie, Laylo. – Na ustach chłopaka pojawił się ciepły, ale sztuczny uśmiech. – Z naszej dwójki, to ty jesteś naiwna. Nie myślałaś chyba, że dam ci się ot tak złapać i pokonać, prawda?
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, ponieważ Matt jakimś cudem wydostał się i zniknął w ciemnym gąszczu drzew. Kazałam Sebastianowi i Inez za nim pobiec. Kiedy moi przyjaciele zniknęli odwróciłam się do Damiena. Niestety nie zobaczyłam tego, co by mnie zadowoliło.
Zamiast nieprzytomnej Niny zobaczyłam nieprzytomnego Damiena. Warknęłam na dziewczynę i powoli się do niej zbliżyłam. Suka bez wahania wymierzyła we mnie broń i pociągnęła za spust. Na szczęście w porę uskoczyłam w bok. Podbiegłam do wampirzycy i kopnęłam ją w brzuch. Zgięła się w pół i upadła na kolana. Korzystając z tego, że pluła i kaszlała, ogłuszyłam ją i podeszłam do Damiena. Próbowałam go ocucić, ale nic to nie dawało. Z ciężkim sercem wstałam i odwróciłam się do dziewczyny, co swoją drogą było bardzo głupim pomysłem. Myślałam, że Nina była nieprzytomna. Myliłam się.
Dziewczyna klęczała i mierzyła do mnie z broni. Kiedy pociągnęła za spust nie zdążyłam się uchylić. Kula na szczęście ominęła serce, ale przebiła moje płuco. Po jednym głębszym oddechu zaczęło brakować mi tchu. Upadłam kolana i czułam jak moja świadomość zanika. Jednak nie straciłam przytomności i zorientowałam się, że Nina znów do mnie mierzy. Próbowałam wstać, co okazało się najgłupszą rzeczą jaką mogłam zrobić. Suka najwidoczniej nie miała zamiaru mnie zabijać, ale z pewnością, chciała sprawić mi wiele bólu. Drugi oddany strzał przeszył mój brzuch.
-Mam nadzieję, że zanim zdechniesz, będziesz cierpieć. – Dziwka patrzyła na mnie wzrokiem pełnym nienawiści i obrzydzenia. Potem odwróciła się i chciała odejść. Nie mogłam jej na to pozwolić i ostatkiem sił postrzeliłam ją w nogę. Upadła i złapała się za łydkę. Przewróciła się na plecy i spojrzała na mnie. – Ty suko! Chciałam, żebyś cierpiała, ale nie wysilaj się już. Pomogę ci zginąć.
Jednak nim Nina dosięgnęła swojej broni, którą upuściła upadając, była już martwa. Wampirzyca wygięła się w sposób, który całkowicie odsłonił jej serce. Powoli tracąc przytomność, zastrzeliłam ją. Wyciągnęłam drżącą dłoń, w której ściskałam pistolet i z trudem pociągnęłam za spust. Kiedy kula trafiła w serce, Nina ostatni raz spojrzała na mnie. W jej wzroku czaił się strach, który jak dotąd skrywała fasada nienawiści. Nina była moją pierwszą i ostatnią ofiarą. Na bardzo długi czas.
Kiedy umarła, ja również zaczęłam odchodzić. Moja rany powinny się wyleczyć po kilku minutach. Niestety pociski, którymi zostałam postrzelona nie były normalne. Obecność jadu z krwawej róży zatrzymała procesy regeneracyjne i powoli zaczęła wypalać moje wnętrze. W tamtym momencie byłam przekonana, że nie wyjdę z tego cało. Z moich płuc z bólem wydarł się ostatni oddech, przed oczami pojawiły się ciemne mroczki, a w głowie zapanował totalny chaos. Jednak nim zdążyłam cokolwiek uporządkować, straciłam przytomność.

****

-Czy ty sobie żarty ze mnie robisz? – Damien uderzył pięścią w stół i spojrzał na mnie zagniewanym wzrokiem. – Nie możesz odejść. Nie teraz.
-Czy ty nie możesz zrozumieć, że powinienem zniknąć? – Patrzyłem na przyjaciela zbolałym wzrokiem. – Jeśli z wami zostanę źle się to skończy.
-Nie możesz wyjechać. – Damien nie dawał za wygraną. – Nie ważne, co przede mną ukrywasz. Wiedz, że bez względu na wszystko będziesz moim przyjacielem.
Wyraz twarzy chłopaka lekko się zmienił. Damien rozchmurzył się i położył mi dłoń na ramieniu. Mimo iż ten gest dodał mi otuchy, w głębi wiedziałem, że to, co zdarzy się po ujawnieniu prawdy, będzie bardzo bolesne. I dla mnie, i dla moich przyjaciół.

****

Obudziłam się w ciemnym i pustym pokoju. Wpadłam w lekką panikę i gwałtownie usiadłam. Oczywiście od razu tego pożałowałam. Zawirowało mi w głowie, płuco przeszyło silne ukłucie. Na dokładkę czułam jakby ktoś na nowo rozerwał mój brzuch. Kiedy opadłam na poduszkę, a czarne mroczki powoli znikały sprzed moich oczu. Wzięłam głęboki oddech. Oczywiście nie mogło być dobrze i moje płuco znów przeszył ból. Jednak tym razem był tak silny, że straciłam przytomność.
Kiedy obudziłam się po raz drugi słońce właśnie wschodziło. Nie miałam pojęcia gdzie jestem, ale pokój w którym leżałam był bardzo przytulny. Ściany pomalowano na niebiesko, a w oknach powieszono czarne zasłony. Z lewej strony łóżka ustawiono EKG i kroplówkę z czerwonym płynem, a po prawo stały dwa krzesła i prostokątny, wysoki stolik. Moja pościel była świeża i czysta, tak samo jak moja piżama, a raczej należałoby powiedzieć skąpa koszula, która ledwo mnie zakrywała. Domyślałam się, że ktoś musiał mnie przebierać. Miałam nadzieję, że była to Inez. Musiałam się tego dowiedzieć, ale jak wszystko ostatnimi czasy, dochodzenie prawdy okazało się bolesnym procesem.
Zamknęłam oczy i płytko oddychałam, próbując przypomnieć sobie, co się ze mną działo. Niestety moje wspomnienia blakły zaraz po tym jak Nina mnie postrzeliła, a ostatnim obrazem jaki sobie przypominałam to twarz dziewczyny. Pojawiały się również krótkie fragmenty urywanej rozmowy Damiena i Sebastiana. Potem były już tylko ciemność, ból i nieświadomość. Chciałam westchnąć, ale ciasno zawinięte bandaże skutecznie mi to uniemożliwiły.
Nagle za drzwiami rozległ się odgłos kroków, a po chwili do pokoju wszedł Damien. Patrzyłam na niego półprzytomnym wzrokiem, ale on nie zauważył, że już nie śpię. Swoje kroki skierował do okna i zsunął zasłony, odcinając tym samym dopływ światła. W pokoju zapanowała ciemność. Straciłam Damiena z oczu do czasu aż zapalił małą lampkę na stoliku obok mojego łóżka.  Światło poraziło mnie w oczy. Syknęłam z bólu i poczułam na sobie zdziwione spojrzenie Damiena. Dopiero po chwili chłopak zrozumiał, co się dzieje.
-Nareszcie. – Damien spojrzał na mnie wzrokiem pełnym ulgi i radości. – Już myśleliśmy, że cię stracimy. – Delikatnie ścisnął moje palce. – Tak bardzo się cieszę. – Jego głos łamał się z każdym wypowiadanym słowem. Mimo iż na ustach gościł uśmiech, to po policzkach spłynęły mu łzy. – Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Hej. – Mój głos był bardzo słaby i zachrypnięty. – Jeszcze mi nie spieszno na tamtą stronę. – Chciałam otrzeć łzy chłopaka, ale moje mięśnie nie chciały ze mną współpracować.
-Mam taką nadzieję. – Damien miał załamany głos i ledwo wydobywał z siebie słowa. Musiało mu być bardzo ciężko. Jego łzy kapały na moją pościel i zostawiały na niej ciemne ślady. – A tak w zasadzie to jak się czujesz?
-Szczerze?
-Oczywiście.
-Czuję się źle, bardzo źle. – Odwróciłam wzrok i spojrzałam w sufit. – Moja rana w brzuchu strasznie boli, płuca nie chcą ze mną współpracować i nie mogę odetchnąć. Na dokładkę moje żyły piekielnie palą. Czuję się jakbym tydzień nie polowała. Jeszcze nigdy się tak nie czułam.
-Ból oznacza, że żyjesz. – Damien ścisnął moje palce. – A to, że żyjesz to cud.
Nie odpowiedziałam. Zacisnęłam powieki, próbując powstrzymać łzy bezsilności i bólu. Niestety nic to nie dało. Ciepłe, słone kropelki spłynęły po moim policzku niczym wartki strumień. Nie umiałam, bądź nie chciałam ich powstrzymywać.
-Hej, słoneczko… Co się stało? – Poczułam na policzku chłodną dłoń Damiena. Ocierał z niego moje łzy, które mieszały się z jego własnymi. – Dlaczego płaczesz?
-Mogę zostać sama? – Przełknęłam ślinę próbując powstrzymać łzy, które uparcie spływały w dół mojej twarzy.
-Jasne.
Damien delikatnie pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły pozwoliłam łzom swobodnie spływać po mojej twarzy. Moje ciało przygniótł niesamowity ciężar. Wszystko to, co zdarzyło się ostatnio zbierało się we mnie i ukrywało za fasadą Łowczyni. Jednak teraz byłam ranna, słaba i bezbronna. Nie mogłam dłużej udawać, że wszystko mnie nie obchodzi. Cała rozpacz ostatnich dni wybuchnęła we mnie.
Powróciły do mnie obrazy martwych ciał Tatiany, Toma, Juliett i trenera. Byli mi oni bliscy, każdy w inny sposób. Moją powinnością było chronienie ich żyć, a ja pozwoliłam im od tak umrzeć. Myślałam, że byłam na tyle silna by ich obronić, ale się myliłam. Wiele żyć zostało odebranych na moich oczach. Byłam przy każdej z tych osób w chwili ich ostatniego tchnienia. Wiedziałam, że nie da się cofnąć czasu i naprawić całego zła jakie się wydarzyło. Jednak chciałam pomścić życia, które zostały tak brutalnie zabrane. Przysięgłam sobie, że znajdę i odpłacę osobie odpowiedzialnej za tą rzeź.

****

-Gdzie ty mnie prowadzisz? – Szarpałem się w uścisku Inez, ale ona tylko spiorunowała mnie wzrokiem. – No więc?
-Nie marudź. – Dziewczyna zrobiła groźną minę. – Chcę ci tylko kogoś przedstawić.
Inez była bardzo podekscytowana, a błysk w jej oku nie wróżył dla mnie nic dobrego. Mogłem tylko westchnąć i dać się prowadzić przyjaciółce przez ciemny las. Kiedy wreszcie się zatrzymaliśmy moim oczom ukazał się piękny drewniany dom. Stał pośrodku polany skąpanej w blasku księżyca. W miejscu gdzie byliśmy nie było śladu po jakiejkolwiek cywilizacji. Zastanawiało mnie kto mógł mieszkać w tak okazałym domu.
Inez bez chwili zastanowienia podeszła do drzwi i zapukała. Przez chwilę panowała cisza. Nikt nie odpowiadał, a dziewczyna po minucie czekania ot tak otworzyła drzwi i weszła do środka. Czuła się jak u siebie.
-Inez! Nie wolno ot tak wchodzić to cudzych domów. – Zrobiłem wielkie oczy. – Wyłaź stamtąd.
-Wyluzuj. – Zapaliła światło na werandzie, a potem na korytarzu. – Max powiedział, że mogę tu przychodzić kiedy tylko chcę.
-Kto? – Zrobiłem zdziwiona minę. – O kim ty mówisz?
-Mówię o siostrzeńcu Anastazji. – Zrobiłem jeszcze bardziej zdziwioną minę. – Poznaliśmy się, kiedy ty jak dziecko płakałeś w poduszkę i rozpaczałeś po śmierci Toma.
-Hej! On był moim chłopakiem. – Ze złości nie zważałem już, że wchodzę do cudzego domu. -  Mam prawo być w żałobie.
-Uhm…
Inez chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła do bardzo przytulnego salonu. Było widać w tym rękę kobiety. Jednak moją uwagę przykuło jedyne zdjęcie w pokoju. Stało na kominku. Podszedłem tam i wziąłem srebrną ramkę w dłonie.
Na zdjęciu były trzy osoby. Jedną z nich była Anastazja obok, której stała młoda kobieta. Tuż po jej lewej był mężczyzna. Przed nimi siedziała trójka uroczych dzieci. Chłopiec w środku miał delikatną twarz, długie kruczoczarne włosy i urzekające zielone oczy. Po jego bokach siedziały bliźniaczki. Julia i Silvia – córki Anastazji. Obie miały błękitne sukienki i białe chustki na włosach, które były długie, kruczoczarne, a ich oczy były równie zielone, co u chłopca.
-Ładne, nieprawdaż?
Tuż przy moim uchu usłyszałem głęboki, męski głos. Gwałtownie się odwróciłem i z zaskoczenia wypuściłem zdjęcie z rąk. Na całe szczęście chłopak złapał je zanim roztrzaskało się o podłogę.
-Uważaj na nie. – Chłopak odstawił zdjęcie na kominek i czule na nie spojrzał. – Jest dla mnie cenne.
-Dlaczego tu jesteś? – Cofnąłem się o krok. Niestety za moimi plecami stał wiklinowy kosz, o który się potknąłem i upadłem na ziemię. – I może kim jesteś?
-To moja kwestia. – Chłopak podał mi rękę. Z wahaniem chwyciłem ją. Moja dłoń w zetknięciu ze skórą chłopaka zaczęła przyjemnie mrowić. Kiedy tylko stanąłem na nogi puściłem jego rękę. – Mieszkam tu i chciałbym wiedzieć co tu robisz, włamywaczu?
-Co? Jaki włamywaczu? – Spojrzałem za siebie w poszukiwaniu Inez. Niestety nie znalazłem przyjaciółki. Moja twarz zaczęła płonąć. Pierwszy raz się zarumieniłem. Szybko ukryłem twarz i wyszedłem z pokoju. Przemierzając korytarz krzyknąłem do chłopaka. – Nie jestem żadnym włamywaczem!
Wyszedłem z domu chłopaka w ciemny i chłodny wieczór. Moje policzki płonęły, a dłoń nadal mrowiła. Nie chciałem tego czuć i za wszelką cenę próbowałem uspokoić bijące jak szalone serce. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieję i chciałem jak najszybciej położyć się spać. Niestety moje plany zniweczył Damien.
-Siema Seba. – Przyjaciel zastąpił mi drogę do pokoju. – Możemy porozmawiać?
-Yyy… Tak.
Zaprosił mnie do pokoju i wskazał mi krzesło. Usiadłem i czekałem na to, co miało nadejść. Gdybym nie był pewien nieświadomości przyjaciela byłbym skłonny pomyśleć, że się czegoś domyślił. Chociaż gdyby tak dobrze się zastanowić to bardzo prawdopodobne. Damien mógł się czegoś domyślić po mojej rozpaczy po śmierci Toma. Była ona oznaką bliskiej zażyłości. Damien może nie wyglądał na zbyt bystrego, ale w rzeczywistości bardzo szybko kojarzył powiązane fakty.
Przełknąłem ślinę i czekałem na raniące słowa. Jednak one nie nadchodziły. Zamiast tego spotkałem się z nieprzenikliwym wzrokiem przyjaciela. Patrzył na mnie jakby wszystko wiedział i zarazem nie miał o niczym bladego pojęcia. Nie rozumiałem, o co chodzi.

Komentarze

  1. Nareszcie się doczekałam :D
    Cudowny rozdział, jestem ciekawa co będzie dalej ;P
    Czekam z niecierpliwością na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział X (cz.I)

Rozdział IX (cz. I)

Rozdział VI (cz. II)