Rozdział X (cz. II)

~Będzie smutno. Znów zniknie dość istotna postać. Co się wydarzy?~



Biegnąc przed siebie nie myślałem o nikim innym jak o Tomie. Słyszałem w głosie przyjaciółki tą specyficzną nutę. Nutę, która niosła ze sobą trwogę, niepewność, a co najważniejsze – tragedię. Jak tylko Layla powiedziała, że wschód nas potrzebuje nie myślałem wiele. Wiedziałem, że muszę biec tam gdzie został Tom. Nie byłem jednak przygotowany na to, co zastałem na miejscu.

-Zachowaj zimną krew i zwolnij. – Głos Layli odbił się echem w mojej głowie. – Ja pobiegnę przodem. Zwolnij!
Jej rozkaz długo zostawał w mojej głowie. Nie chciałem słuchać słów Layli. Spełniłem jednak jej rozkaz i zwolniłem. Zwolniłem, wiedząc, że Tom może mnie potrzebować. Poczekałem aż Inez i Damien zrównają się ze mną. Stanąłem w pół drogi z Dziekanatu do szpitala i głęboko odetchnąłem. Niestety nim zdążyłem o czymkolwiek pomyśleć moich uszu doszedł głośny krzyk.
-Layla! – Damien stał tuż za mną.
-Tom!
Obaj puściliśmy się biegiem do szpitala. Podejrzewam, że żaden z nas nie spodziewał się tego, co czekało na nas na miejscu.
Gdy dotarliśmy na miejsce przywitała nas struga gorącej krwi. Ciecz oblała moja twarz i na chwilę straciłem wzrok. Kiedy wreszcie przejrzałem na oczy zobaczyłem Laylę stojącą nad ciałem bez głowy. Nie zwracałem jednak uwagi na nią. Wzrokiem szukałem Toma. Nie mogłem go jednak znaleźć, ponieważ na mojej drodze stanął Ostateczny. Nie wiem kiedy, ale wyjąłem broń i strzeliłem. Wampir padł martwy na ziemię tuż u moich stóp.
-Za tobą!
Zareagowałem błyskawicznie. Odwróciłem się i ponownie strzeliłem. Jednak tym razem nie trafiłem w serce a w brzuch. Wampir nie padł i zaczął iść w moim kierunku. Kopnąłem go i chłopak padł na ziemię.
-Taki młody i już zmarnowany.
Beznamiętnym głosem powiedziałem „giń” i bez najmniejszego wahania zastrzeliłem wampira. Odwróciłem się i napotkałem zdziwiony wzrok Layli. Wzruszyłem ramionami. Dziewczyna tajemniczo się uśmiechnęła, ale po chwili znów spoważniała. W jej wzroku zobaczyłem smutek i współczucie. Potem moja uwagę przykuła jej wyciągnięta ręka. Wskazywała nią coś, co znajdowało się przy tylnej ścianie szpitala. Zobaczyłem dłoń i już widziałem do kogo należy. Przełknąłem ślinę i ruszyłem do wampira, który był za budynkiem.
Tom siedział oparty o ścianę. Miał zamknięte oczy i ciężko oddychał. Jego lewa noga była wygięta pod nienaturalnym kątem, a prawa ociekała krwią. Na brzuchu zobaczyłem kilkanaście głębokich cięć. Podszedłem bliżej i poczułem na swoim brzuchu lufę pistoletu.
-Jeżeli chcesz mnie dobić… daruj sobie. – Głos chłopaka był słaby, ale była w nim nuta groźby. – Nie dam się jeszcze zabić.
-Gdybym był Ostatecznym już byś nie żył. – Odsunąłem pistolet od siebie i uklęknąłem. – Jak ty wyglądasz?
-Sebastian.
Nie było to pytanie, a stwierdzenie. Tom spojrzał na mnie. Na jego ustach zagościł blady uśmiech. Poczułem, że do oczu cisnął mi się łzy. Zacisnąłem więc powieki i zęby. Nie chciałem okazywać słabości. Nie przed kimś kto potrzebuje siły i wsparcia. Położyłem dłoń na policzku Toma i delikatnie go pogłaskałem.
-Nie umrzesz. – Chłopak spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Wyliżesz się z tego.
-Nie jestem tego pewien, ale postaram się. – W oczach Toma widziałem ból. Ból, który pożerał mnie i zostawiał bolesny ślad na mojej duszy.
-Obiecuję ci, że cię nie opuszczę. Już nigdy.
Tom zakaszlał i splunął krwią na moje spodnie. Objąłem delikatnie chłopaka i trzymałem przy sercu. Nie chciałem aby umarł. Nie teraz, kiedy nasza miłość stała się głębsza. Niestety w świadomości o losie Toma utwierdziły mnie rany na jego plecach. Jedna była duża i ciągnęła się przez całe ciało, a druga mała. Postrzałowa rana, zadana bronią, której sam używałem. Kula przeszła na wylot, przebijając płuco. O dziwo nie rozprysnęła się tak jak inne. Moje serce ścisnął ból. Przytuliłem chłopaka mocniej, kiedy zaczął kaszleć. Po moich policzkach płynęły łzy. Wiedziałem, że to koniec.
-Kocham…cię.
-Ja ciebie też kocham, Tom.
Chłopak kaszlnął ostatni raz i nagle trzymałem w ramionach bezwładne ciało. Moje łzy przybrały na sile. Odrzuciłem głowę do tyłu i zacząłem krzyczeć. Tom umarł, a moje serce roztrzaskało się w drobny mak. Poczułem niesamowitą pustkę.
Krzyczałem długo. Krzyczałem dopóki mojej uwagi nie zwróciło dzikie warczenie. Odwróciłem się i spojrzałem wprost na Ostatecznych. Delikatnie odłożyłem ciało Toma i gwałtownie podniosłem się. Bez większego namysłu rzuciłem się na wroga. Czułem nieodpartą chęć mordu. Zaślepiła mnie żądza zabijania i chęć pomszczenia Toma.
Nie wiem kiedy, ale Ostatecznych w końcu przestało przybywać. Wraz z przyjaciółmi i strażnikami pozbyliśmy się wrogów. Poczułem ulgę gdy na ziemię padł ostatni z Ostatecznych. Jednak w moim sercu nadal była wielka dziura. Czułem, że nic nie jest jej w stanie jej zapełnić.
Zszedłem z pola walki i podszedłem do ciała mojego chłopaka. Uklęknąłem przy nim i znów zacząłem płakać. Nie mogłem powstrzymać łez, które cisnęły mi się do oczu. Wiedziałem, że nie mogę już nic zrobić. Ta bezradność wcale mi nie pomagała. Jedynym, co mi pozostało, było opłakanie mojej miłości.
Usłyszałem głośny chrzęst. Spojrzałem w górę i zobaczyłem, że jedno z pęknięć na kopule powiększa się. Zerwałem się na równe nogi i podniosłem ciało Toma z ziemi. Bez namysłu pobiegłem w stronę oświetlonej polany. To właśnie tam było najbezpieczniej. Tuż za mną biegli przyjaciele i pozostałe wampiry. Usiadłem na ziemi i mocno tuląc Toma do piersi pochyliłem się do przodu. Po chwili usłyszałem brzęk pękającej szyby. Kopuła całkiem się rozpadła i zawaliła. Poczułem jak w moje plecy uderza fala powietrza, a wraz z nią wiele odłamków szkła. Na domiar złego popołudniowe słońce dawało się nam we znaki. Na szczęście promienie nie były tak palące jak poranne, więc mogliśmy wytrzymać na nich trochę dłużej.
Po chwili wszyscy zaczęli wstawać. Ja postąpiłem podobnie. Chciałem podnieść ciało Toma, jednak uniemożliwił mi to przeszywający ból w ramieniu. Delikatnie położyłem chłopaka na ziemi i obejrzałem rękę. W przedramieniu utkwił sporej wielkości odłamek szkła. Z rozcięcia sączyła się krew. Syknąłem. Nagle przy moim boku znalazła się Layla.
-Zaraz coś z tym zrobimy. – Obejrzała się za siebie i kiwnęła na kogoś głową. Po chwili dobiegła do nas dziewczyna w czerwonych szatach. – Carla zabierz Sebastiana do środka, a ja zajmę się Tomem.
-Ale… - Dziewczyna zawahała się, ale ostry rozkaz Layli i jej zimny wzrok zmusiły ją do posłuszeństwa. – Dobra. Chodź ze mną.
-Ale Tom… - Nie chciałem go opuszczać.
-Zaopiekuję się nim. – W oczach przyjaciółki widziałem smutek. – Idź.
Ostatni raz spojrzałem na Toma i Laylę. Wiedziałem, że mogę jej ufać. Westchnąłem i dałem się ciągnąć Carli do szpitala. Za nim weszliśmy do środka jeszcze raz spojrzałem na przyjaciółkę. Widziałem jak woła do siebie Inez i Damiena. Nie wiem, co im mówiła, ale chłopak pokiwał głową i podniósł Toma z ziemi, a Inez stworzyła ze szkła parasol. Layla wzięła go i trzymała nad ich czwórką. Widząc ich poświęcenie byłem im bardzo wdzięczny.
Carla wciągnęła mnie do szpitala i straciłem przyjaciół z oczu. Strażniczka zaciągnęła mnie do jednej z sal zabiegowych i posadziła na stole. Wzięła apteczkę i zaczęła opatrywać moją ranę.
-Znałeś Toma? – Dziewczyna gwałtownie szarpnęłam odłamek. Syknąłem.
-Tak. – Zacisnąłem powieki. – Ja go kochałem.
-Naprawdę? – Carla odłożyła odłamek i zdezynfekowała ranę. – To niesamowite. Wiedziałam, że on kogoś ma, ale nie wyobrażałam sobie, że to możesz być ty.
-Słucham? – Dziewczyna przyłożyła do rany gazę i zaczęła bandażować moją rękę.
-Nie zrozum mnie źle. Miałam na myśli to, że Tom zakochał się w Wybranym. – Carla skończyła opatrywać moją rękę. – Dla mnie to trochę dziwne.
-Dlaczego? – Spojrzałem dziewczynie w oczy.
-Nie wiesz? – Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę, a kiedy pokręciłem głową zaczęła mi wszystko wyjaśniać. – No bo Tom jako twój i królewski strażnik nie powinien zakochiwać się w obiekcie swojej ochrony. Był świetnym chłopakiem i bezwzględnym wampirem. Zdolnym i lubianym. Bardzo szybko awansował i został przydzielony do programu ochrony Czworga Wybranych. Wiedziałam, że dostał ciebie, jak również że obaj jesteście gejami. Nie liczyłam jednak na to, że Tom pójdzie o krok dalej niż przyjaźń…
-To jest… - Zawahałem się. – Mówisz serio?
-A mam powód, aby kłamać? – Carla wstała i skierowała się do wyjścia. – W twoich oczach widzę ból i cierpienie. Na pierwszy rzut oka widać, że kochasz Toma. Szczerze ci współczuję.
I wyszła. Nie czekałem długo i również opuściłem szpital. Przed budynkiem spotkałem przyjaciół. Stali z opuszczonymi głowami. Westchnąłem i podszedłem do nich.
-Nie martwcie się o mnie. Dam sobie radę.
-Trzymam cię za słowo. Ale mamy ważniejszy problem. – Layla spojrzała na mnie, a w jej oczach widziałem trwogę. – Zniknął trener Caprer.

Komentarze

  1. Przykre, naprawdę smutny rozdział :(
    Tom był super ;P
    Ale i tak to jest genialne czekam na kolejną część :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział X (cz.I)

Rozdział IX (cz. I)

Rozdział VI (cz. II)