Rozdział III (cz. II)

 ~Hej wszystkim czytelnikom ^^ Dziękuję wam za czytanie moich kochanych wypocin. Przepraszam, że tak długo nic nie wstawiałam, ale byłam na praktykach w Niemczech i dopiero co wróciłam. Tak więc cieszcie się kolejną częścią rozdziału III i zobaczcie, co się stanie :D~

 
Ze świstem wciągnęłam powietrze do płuc i upadłam na kolana. Nie mogłam uwierzyć, że stałam się czymś nienaturalnym. Przecież ja nie zrobiłam nic złego. No, może oprócz próby (albo zabicia) wampirzycy. Jednak nie wiedziałam, że los może mnie za to pokarać.
Myślałam, że aby zostać „wykluczonym” z natury trzeba kogoś zabić. Chciałam płakać, ale łzy nie nadeszły. Nie wiem dlaczego, ale po chwili załamania do głowy wpadła mi pewna myśl. Może tak właśnie miało być. Może ze względu na moją przynależność do RB coś się zmieniło w moim organizmie. Pytanie było tylko jedno - kiedy to się skończy? Potrząsnęłam głowa i wstałam z kolan. Moja wcześniejsza rozpacz minęła, a jej miejsce zajęły determinacja i gorzkie poczucie samej siebie.
Moje myśli rozwiała czyjaś ręka. Powróciłam do świata rzeczywistego i zobaczyła Inez potrząsającą moim ramieniem. Wokół prysznica stał okrąg dziewczyn. Większość z nich patrzyła na mnie z troską, a inne raczej z politowaniem. Omiotłam je groźnym wzrokiem i sobie poszły. Zwróciłam się do Inez. Dziewczyna wyglądała na przestraszoną i zdezorientowaną.
-Inez. Możesz przestać mną potrząsać? - Zdjęłam jej rękę z ramienia i spojrzałam przyjaciółce w oczy. – Coś taka przerażona?
-Jak miałabym nie być? – Dziewczyna zabrała dłoń, ale wzrok nadal miała wystraszony. - Przez ostatnie dziesięć minut wyglądałaś jak pusta powłoka bez życia. Wytłumaczysz mi to?
-Jasne. – Kiwnęłam głową. - Ale czy mogę najpierw wziąć prysznic?
-Taaa jasne.
Inez westchnęła i wyszła z kabiny, zostawiając mnie samą. Zamknęłam drzwi, zdjęłam ręcznik, bieliznę i odkręciłam wodę.
Gorący prysznic zdziałał cuda. Moje ciało się odprężyło, a z głowy wyleciały mi problemy. Po mniej więcej pół godziny byłam gotowa wyjść na zajęcia. Miałam jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia lekcji, więc postanowiłam, że skorzystam z okazji i wypiję w spokoju woreczek świeżej krwi. Zeszłam do kuchni i otworzyłam wielką lodówkę pełną schłodzonej ABRH+ - takiej jaką lubię. Wzięłam sobie woreczek i wróciłam do pokoju. Tam rozsiadłam się przy biurku i włączyłam laptopa. Na chwilę odwróciłam wzrok od monitora i skupiłam się na swoim śniadaniu. Wyjęłam z szuflady słomkę i jednym zgrabnym ruchem wbiłam ją w woreczek. Wróciła wzrokiem do komputera i powoli sączyłam swoją krew. Kiedy spojrzałam na ekran zobaczyłam na min dużą notkę. Przypominała mi ona o polowaniu.  
Jak w każdy poniedziałek, po lekcjach byliśmy zabierani na „obiad” pod wodę. Tam polowaliśmy na berny. Były to ogromne drapieżne ryby, które były dla nas substytutem ludzkiej krwi. Nie mogliśmy polować na ludzi bezpośrednio, dlatego pewien rumuński uczony, Stefan Berna, stworzył rybę, która jest ich sztucznym zamiennikiem. Nie było to może moje ulubione zajęcie, ale potrzebna jest jakaś odmiana od ciągłego picia z woreczków. A ta chwila wolności była czymś co bardzo mnie kusiło i pociągało.
Kiedy spojrzałam na inne notatki okazało się, że dziś wypada wizyta moich rodziców. Mieli być w Akademii około czwartej. Bardzo się ucieszyłam bo nie wiedziałam ich już od pół roku. Wiedziałam, że ciągle pracowali, ale mogliby raz na miesiąc znaleźć dzień wolny i spędzić go ze mną.
Sącząc swoją krew, szukałam w Internecie informacji o „Emblemacie krwi”. Na początku nie znalazłam wielu przydatnych informacji. Dopiero po dziesięciu minutach szukania znalazłam stronę poświęconą życiu Johna M. Deega. Był tam jego życiorys, wiele biografii i opinii na jego temat. Przeglądałam stronę w nadziei, że znajdę coś o jego dziele. W końcu znalazłam opis „Emblematu krwi”. Był on krótki, zwięzły i mówił głównie o jego znaczeniu. W tekście było napisane: „ Emblemat krwi jest symbolem odwiecznego wynaturzenia i zmienności. Wielu twierdzi, że ktoś kto posiada ten znak jest przeklęty. Oczywiście jest to tylko plotka. Tak naprawdę posiadacz emblematu nie jest przeklęty tylko inny. Jego ciało się zmienia, a umysł pracuje ze zdwojoną mocą. Taki wampir czy człowiek ma do swojej dyspozycji życie o jakim śni wielu. Powszechnie mówi się, że Emblemat krwi jest symbolem władzy”.
Więcej nie zdążyłam przeczytać, ponieważ ktoś zaczął walić w moje drzwi. Wstałam zza biurka i do nich podeszła. Nacisnęłam klamkę i zobaczyłam zniecierpliwioną twarz Inez. Była bardzo zirytowana.
-Co się stało Inez? Czemu tak walisz?
-Czy wiesz, która jest godzina? – Pokręciłam głową. - Jest siódma trzydzieści.
-O mój boże, jest już tak późno? – Zrobiłam wielkie oczy.
-Tak i jeśli się nie pospieszysz spóźnimy się na lekcję.
Nie wiele myśląc wróciłam do pokoju, wzięłam swoją torbę i ruszyłam ku Inez. Wyszłam na korytarz, zamknęłam drzwi i popędziłyśmy ku windom. Wsiadłyśmy do pierwszej i zjechałyśmy na dół. Wyszłyśmy z dormitorium i skierowałyśmy się do szkoły. Inez nie mogła znieść mojej ciszy i wreszcie wypaliła.
-Co się z tobą dzieje Layla?
-Nie rozumiem o co ci chodzi. – Słowa jakie wypowiadałam były krótkie i urywane, ponieważ musiałam prawie biec.
-Ty się nigdy nie spóźniasz. – Inez również była zdyszana.
-To nic wielkiego. – Wzruszyłam ramionami. - Zaczytałam się w artykule i straciłam rachubę czasu.
-Jakim artykule? – Głos Inez zrobił się dociekliwy.
-O „Emblemacie krwi”. – Przewróciłam oczami.
-Acha. – Nie patrzyłam na przyjaciółkę, ale wiedziałam, że ona na mnie spojrzała. - I dowiedziałaś się czegoś ciekawego? 
-Nom. – Przełknęłam ślinę. - Opowiem wam po lekcjach.
-Nam? – Nie widziałam twarzy Inez, wiedziałam jednak, że zmarszczyła brwi.
-No tobie, Damienowi i Sebastianowi.
-Aaa, no dobra. – Nastała chwila ciszy. - Ale gdzie się spotkamy?
-Może u ciebie? – Dopiero teraz spojrzałam na przyjaciółkę. - I tak będziemy pomagać ci się spakować.
-Dobra, mi pasuje. – Wyprzedziła mnie i rzuciła do mnie przez ramię. – Szybciej Layla. Chyba nie chcemy wkurzyć pani Dymitrow.
Aż do samej szkoły żadna z nas się nie odzywała. Kiedy dotarłyśmy na miejsce było za dziesięć ósma. Byłyśmy zziajane, ale nie spóźniłyśmy się na lekcję. Zajęłyśmy swoje miejsca i czekałyśmy na nauczycielkę. Tatiana przyszła do klasy punktualnie o ósmej.
-Dzień dobry wszystkim. Dziś zaczniemy od omówienia waszych sprawdzianów. Najpierw je wam oddam, a później je przeanalizujemy. – Nauczycielka sięgnął po swoją torbę, ale zanim cokolwiek z niej wyjęła spojrzała na mnie i na Inez. - Gdybym miała zapomnieć, to panna Collins i panna Waltori mają się stawić po lekcjach u dyrektora.
Spojrzałyśmy na siebie z Inez i jedocześnie po cichu powiedziałyśmy: Rada Bezpieczeństwa.
Dzień minął nam spokojnie i bez niespodzianek. Niestety po mojej głowie wciąż chodziły słowa pani Dymitrow : „…panna Collins i panna Waltori mają się stawić po lekcjach u dyrektora”. Dobrze widziałam, że chodzi o RB, ale nie miałam bladego pojęcia o co dokładnie.
Razem z Inez wyszłyśmy ze szkoły o wpół do trzeciej i zgodnie z poleceniem Tatiany poszłyśmy do Dziekanatu. Na miejscu nawet nie musiałyśmy podchodzić do recepcji bo sekretarka dyrektora już na nas czekała.
-Zaraz pójdziemy do gabinetu pana Nussa, ale najpierw musimy poczekać na waszych kolegów.
Wzruszyłyśmy ramionami i usiadłyśmy w poczekalni. Nie czekałyśmy długo. Damien i Sebastian weszli do Dziekanatu około trzeciej. Podeszli do nas, a sekretarka od razu ruszyła do gabinetu dyrektora. Chcieliśmy pogadać o tym jak minął nam dzień, ale kobieta nas uciszyła, więc w ciszy szliśmy do gabinetu Nussa.
Weszliśmy do środka i nas zamurowało. W gabinecie czekała na nas niemała niespodzianka. W pokoju byli nasi rodzice. Nie zwracałam uwagi na innych. Liczyli się dla mnie tylko moi rodzice. Najpierw wstała moja mama. Wysoka, szczupła brunetka o szafirowych oczach i pociągłej twarzy. Zaraz po niej wstał mój tata. Wyższy od mamy, dobrze zbudowany, o ciemno szarych oczach i krótkich czarnych włosach. Nie wiele myśląc podbiegłam do nich i mocno ich uściskałam. Bardzo cieszyłam się, że ich widzę. Mama z tatą się uśmiechali i ciepło mnie przytulali.
Kątem oka zobaczyłam, że Sebastian był zdenerwowany wizytą swoich rodziców. Jednak po chwili, z lekkim powątpiewaniem do nich podszedł i ich uściskał. Wszyscy się cieszyli. Moi rodzice zachowywali się jakbyśmy nie wiedzieli się co najmniej dziesięć lat. Nasze przywitanie przerwał głos dyrektora Nussa.
-Cieszę się, że wszyscy już jesteście. Czekaliśmy na was. Proszę usiądźcie.
Moi rodzice podeszli do małej kozetki w kącie i usiedli tam. Chciałam z nimi usiąść, ale dyrektor wskazał mi i moim przyjaciołom fotele przed jego biurkiem. Rozsiadłam się w jednym z nich i czekałam na to co się wydarzy.
-Witam wszystkich na tym małym zebraniu. – Dyrektor przyjaźnie się uśmiechał i spoglądał na wszystkich zebranych. - Chciałbym poinformować państwa o pewnym małym fakcie. To nic niepokojącego.
Po słowach dyrektora domyślałam się, co może się stać. On chciał powiedzieć naszym rodzicom, że wstąpiliśmy do RB. Ale z drugiej strony to nie mogła być prawda, ponieważ cała sprawa była tajna. No i niby czemu nasi rodzice mieliby być o tym poinformowani. Jednak gdyby coś się wymsknęło dyrektorowi to nie wiem czy zdołałabym się powstrzymać przed pokazaniem kłów. 
-Myślę, że są państwo zadowoleni z poziomu kształcenia waszych pociech. – Wszyscy rodzice zgodnie pokiwali głowami. – A więc nie przedłużając, chciałbym państwa poinformować, że wasze dzieci zostały uznane za najmądrzejsze w szkole.
-To cudownie. – Pierwsza zadowolenie wyraziła mama Damiena. – To naprawdę wspaniale.
-Czy aby na pewno nie popełniono jakiegoś błędu? – Kolejny odezwał się ojciec Inez.
Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem, a on tylko wzruszył ramionami.
-Nie. Jestem pewien, że nie popełniliśmy błędu. – Dyrektor Nuss wstał z fotela i zaczął przechadzać się po pokoju. – Wyniki tych badań były trzykrotnie sprawdzane przez trzech różnych pedagogów. Tu nie ma mowy o pomyłce. Mam nadzieję, że…
-Przepraszam, że panu przerwę. – Mój tata niespodziewanie zabrał głos, a pan dyrektor gestem pozwolił mu mówić dalej. – Nie chciałbym narzekać czy coś, ale czy tylko dlatego nas tu sprowadziliście?
-Ma pan rację panie Collins. Nie zostali tu państwo wezwani tylko po to aby o tym usłyszeć. – Nuss stanął przy swoim biurku i lekko przysiadł na jego rogu. – Wysyłając do państwa zaproszenia miałem w zamiarze zaprosić państwa na wspólne wakacje.
-Słucham? – Tata Sebastiana wstał i spojrzał się wilkiem na dyrektora. – Nie chciałbym pana urazić, ale my już zasadniczo mamy pewne plany na wakacje.
-No właśnie, razem z mężem mieliśmy lecieć do Japonii. – Moja matka również wstała i przepraszająco się uśmiechnęła. – Musimy panu odmówić, prawda skarbie?
-Tak. Naprawdę nam przykro, ale już zaplanowaliśmy nasze wakacje.
Mój tata oraz wszyscy inni rodzice zaczęli wstawać i przepraszająco się uśmiechać. Jednak dyrektor wcale nie wyglądał na zranionego czy urażonego. W jego oczach malowała się raczej ulga. On tylko patrzył na nas, a nasi rodzice zaczęli wychodzić z gabinetu. Uśmiechnęli się do naszej czwórki i sobie poszli. Ja i moi przyjaciele również chcieliśmy wyjść, ale powstrzymał nas głos dyrektora.
-Wy się na razie nigdzie nie wybieracie.
-Ale dlaczego? – Sebastian był oburzony. – Skończyliśmy już lekcję i chcielibyśmy odpocząć.
-A po za tym są tu nasi rodzice. – Inez też była obruszona. – Chcielibyśmy z nimi spędzić trochę czasu.
-Nie martwcie się, wasi rodzice na razie nigdzie nie wyjeżdżają. – Nuss dziwnie się uśmiechnął i zmrużył oczy.
-Co to ma znaczyć? – Teraz to ja podniosłam się – Chce pan więzić naszych rodziców?
-Ależ w żadnym wypadku. – Nuss podszedł do drzwi i je zamknął. – Po prostu pobędą tu dopóki cała wasza czwórka nie zgodzi się na przynależność do Rady Bezpieczeństwa. Mam nadzieję…
-Już się zgodziliśmy. – Weszłam w słowo dyrowi. – Każde z nas wyraziło zgodę.
Dyrektor przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, ale po chwili wdział swój szelmowski uśmiech. Nic nie mówiąc wrócił za biurko i usiadł w fotelu. Schylił się do szafki i zaczął czegoś szukać. Po pięciu minutach wyprostował się i rozłożył na biurku cztery jednakowe teczki. Każda była biała i bardzo gruba.
-To są dokumenty z którymi musicie się zapoznać przed wyjazdem na wakacje. – W oczach Nuss’ a zobaczyłam dziwny błysk. - Myślę, że nie muszę powtarzać, że to jest…
-Tak wiemy. Tajne.
Znów wcięłam się w słowa dyrektora. Wzięłam teczkę z moim nazwiskiem i wyszłam z gabinetu. Nie oglądają się za siebie zbiegłam po schodach na parter. Dopiero tam poczekałam na przyjaciół.
Kiedy do mnie dołączyli wyszliśmy razem z dziekanatu i skierowaliśmy się do dormitoriów. Mieliśmy zamiar zapoznać się z tymi dokumentami.
Przez resztę tygodnia czułam się ignorowana. Od dnia otrzymania dokumentów moje życie wywróciło się do góry nogami. Inaczej postrzegałam wszystko co się wokół mnie działo. Zaczęłam dostrzegać rzeczy, które wcześniej były dla mnie nieistotne. Nie wiedziałam, co dokładnie zrobić ze zdobytą wiedzą, ale zdawałam sobie sprawę, że prędzej lub później mi się ona przyda.
Najbardziej denerwujący był fakt, że moi przyjaciele zaczęli mnie unikać. Nie miałam pojęcia dlaczego. Nic im nie zrobiłam. Za każdym razem gdy widziałam Damiena patrzył na mnie z tęsknotą i czymś na kształt strachu. Inaczej było z Inez. Z nią widywałam się dużo częściej, ale ona udawała, że mnie nie zauważa. W obu przypadkach kończyło się na pośpiesznym odejściu. A Sebastiana nie widywałam w ogóle.
Miałam tego już po dziurki w nosie. Postanowiłam pogadać z Inez. Czy tego chciała czy nie, byłyśmy przyjaciółkami. Należało mi się słowo wyjaśnienia. Wstałam z łóżka, odłożyłam na biurko książkę i wyszłam z pokoju. Było sobotnie przedpołudnie, więc Inez zapewne była u siebie. Po wyjściu na korytarz skierowałam się do drzwi mojej przyjaciółki. Zaczęłam w nie walić dopóki dziewczyna ich nie otworzyła.
Inez spojrzała na mnie. Bez chwili zastanowienia zamierzała zatrzasnąć mi drzwi przed nosem. Na jej nieszczęście byłam szybsza i zdążyłam zaprzeć je nogą. Siłowała się ze mną, ale po chwili zrozumiała, że nie ma szans, więc puściła drzwi i wpuściła mnie do środka. Weszłam w głąb pokoju i stanęłam na środku z założonymi rękami.
- Hej Inez. – Zgryźliwy ton i uszczypliwość wylewały się z moich ust niczym krew z ludzkiej żyły.
- Taaa hej. - Przyjaciółka nic sobie nie robiła z mojego głosu. - Czego chcesz?
- Mi też jest miło cię widzieć. – Wlałam w swój ton jeszcze więcej uszczypliwości.
- Przestań ze mną grać i gadaj po co tu przyszłaś? – Inez usiadła przy biurku i zaczęła malować paznokcie.
Westchnęłam i z rezygnacją opuściłam ręce wzdłuż ciała. Nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Dlaczego się tak zachowujecie?
- Co? – Przyjaciółka nie obejrzała się na mnie. – O co ci chodzi?

Komentarze

  1. Opowiadanie jest super :-D Ciekawa jestem dlaczego zaczęli jej unikać. Czekam na następny rozdział.
    Maya

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za pochwalę :D I wszystko wyjaśni się w następnym rozdziale :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział... Kiedy next? Nie mogę się doczekać następnego!!!
    czarnykruk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział X (cz.I)

Rozdział IX (cz. I)

Rozdział VI (cz. II)