Rozdizał XI (cz. II)
~Kolejna część już leci. Sebastian poważnie pogubi się w swoich uczuciach. Zapraszam do czytania ^^~
-Wiedziałem.
-Wiedziałem.
Tylko
tyle padło z ust Damien. Spojrzałem na niego pół przerażonym, a pół zdziwionym
wzrokiem. Nie rozumiałem, o co mu chodzi.
-Słucham?
-Wiedziałem,
że pojechałeś na ten pogrzeb.
Przyjaciel
wciąż mierzył mnie wzrokiem. Gdy z jego ust padło słowo „pogrzeb” z mojego
serca spadł niemały ciężar. Myślałem, że Damien dowiedział się o mnie, o tym,
że jestem gejem. Powietrze uszło ze mnie z głośnym świstem.
-A
więc mówisz o pogrzebie.
-A
ty myślałeś, że o czym? – Damien zrobił zdziwioną minę.
-Nie…
Nic. Nieważne. – Zająknąłem się, ale starałem się nie dać po sobie nic poznać.
-Pojechałeś
na ten pogrzeb mimo wyraźnego zakazu Nuss’a. – Damien wwiercał się wzrokiem w
moją duszę. Przełknąłem ślinę. – Dlaczego?
-Powiedzmy,
że… - Nie wiedziałem co powiedzieć. – Powiedzmy, że czułem pewną powinność względem
ofiar rzezi.
-Na
przykład tego kolesia, Toma, tak?
Chłopak
uniósł brew, a jego wzrok zelżał. Jednak nie byłem w błędzie. Miałem rację
przeczuwając, że Damien szybko połączył fakty. Nasuwało się tylko jedno
pytanie: ile wie?
Westchnąłem
i zastanowiłem się nad odpowiedzią. Musiałem tak dobierać słowa, aby nic nie
wyszło na jaw. Nie miałem pewności kiedy przekroczę granicę. Nie wiedziałem jak
pominąć najistotniejsze fakty.
-Tak.
Masz rację. – Spojrzałem na zaskoczoną twarzy Damiena. – Złamałem rozkaz Nuss’
a żeby pojechać na pogrzeb Toma. Czy cos w tym złego?
-Nie.
– Damien poruszył się niecierpliwie. – Chcę tylko wiedzieć kim ten chłopak był.
Co cię z nim łączyło?
-Posłuchaj
Damien. – Spojrzałem na swoje splecione dłonie. – Bardzo cię lubię i nie mam
zamiaru niszczyć naszej przyjaźni. A przez to co chcesz wiedzieć wszystko by
się popsuło. Nie mówię tu tylko o naszej przyjaźni. Mam również na myśli Laylę.
-Seba…
- Czułem na sobie uparte spojrzenie Damiena. – Choćby to było coś co mnie
zrani, coś za co znienawidzę cały świat i siebie samego chcę wiedzieć. Wolę
poznać najokrutniejszą prawdę, niż żyć w błogim zakłamaniu.
Zacisnąłem
zęby, dając tym samym znak, że nic nie powiem. Nie miałem zamiaru narażać Layli
na nienawiść Damiena i złamane serce. Postanowiłem powiedzieć mu o wszystkim
kiedy będziemy sami, kiedy Layli nie będzie w pobliżu. Wiedziałem, że to dość egoistyczne,
ale byłem tchórzem.
Damien
zrozumiał, że nic więcej nie powiem. Westchnął i odwrócił się, patrząc w okno.
Podążyłem za jego wzrokiem. Zza ściany drzew wyłoniła się sylwetka chłopaka z
drewnianego domu. Zmrużyłem oczy i wstałem. Nie miałem ochoty się z nim spotkać.
Damien zmierzył mnie wzrokiem.
-Mogę
ci powiedzieć tylko jedno. – Trzymając dłoń na klamce zerknąłem przez ramię.
-Tak?
-Tom
był dla mnie kimś ważnym. – Otworzyłem drzwi i wyszedłem z pokoju. – Bardzo
ważnym.
-Co
jest dla ciebie bardzo ważne, włamywaczu?
Nie
chciałem tego spotkania. Niestety szczęście mi nie dopisało. Zawiodłem się sam
na sobie. Za moimi plecami stał niedawno poznany chłopak. Syknąłem i bez słowa
wyjaśnienia wbiegłem do swojego pokoju. Oparłem się o drzwi. Na korytarzu
rozległ się cichy śmiech i padło imię „Maksim”. To musiał być chłopak, którego
chciała przedstawić mi Inez. Nagle moje wspomnienia o Tomie i pierwsze wrażenie
o Maxie zaczęły się mieszać. Poczułem się okropnie zmęczony. Położyłem się na
łóżku i zamknąłem oczy.
„To krzesło jest strasznie niewygodne.
Moje barki bolą, a nadgarstki obcierają ciasne liny. Wokół mnie nie ma nic
oprócz nieprzenikliwej czerni. Gdzieś z oddali słyszę ciche łkanie.
-Layla?
Nie dostaję odpowiedzi, a szloch się
nasila. Nagle przede mną pojawia się smuga światła. Jest bardzo jasna i
oślepiająca. W jej blasku pojawia się Damien. Idzie w moim kierunku
zdecydowanym krokiem. Jego twarz wykrzywia grymas bólu i obrzydzenia. Oczy
chłopaka były smutne.
-Widziałem, że cos jest z tobą nie tak. –
Jego głos jest przepełniony goryczą i obrzydzeniem. – Jak mogłeś to ukrywać?
Zrozumiałbym. Jesteśmy… - Na chwilę zawiesił głos. – Nie, my byliśmy przyjaciółmi.
-Przepraszam…
Damien uderzył mnie w twarz. Mój policzek
spuchł i poczułem krew. Chłopak trzyma w ręku kawałek szkła. Nie dziwiłem mu
się. Należało mi się. Po tym wszystkim stać mnie tylko na żałosne przeprosiny.
Jestem idiotą. Zakłamanym tchórzem, który woli brnąć w morze kłamstw niż
pozwolić, aby ktoś go skrzywdził.
-Nie martw się tym, Sebastian.
Ktoś kładzie na moim ramieniu dłoń.
Patrzę w bok i widzę Maksima. Uśmiecha się do mnie. Jego obecność mnie nie
dziwi. Zamiast zdziwienia czuję dziwną więź. Coś silnie pcha mnie w stronę chłopaka.
Nagle wokół mnie rozległ się dziki
śmiech. Nieopanowany, przerażający i zimny. Śmiech, który odbija się echem w
mojej głowie i duszy. Ciarki przeszły mi po całym ciele.
Śmiech nie ustawał, a ja staję w czyichś
ramionach. Tom. Jednak szybko zmieniam zdanie. Moje ciało szczelnie zakrywa
ciało Maksima. Mocny uścisk chłopaka nie pozwolił mi na żaden ruch.
Nagle wszechogarniającą czerń zastępuje
szkarłat. Poczułem przerażenie, gdy ciało Maksima osunęło się na ziemię. Jego
uścisk zelżał i mogę od niego odstąpić. Stojąc o krok od chłopaka przestaję
oddychać. Maksim leży na plechach, a w jego ciele tkwią setki szkieł. Oczy
chłopaka są puste. Upadam na plecy i nie mogę się ruszać. Czuje na sobie
ogromny ciężar. Spoglądam przed siebie. Na mojej klatce piersiowej siedzi
długowłosa szatynka. Dziewczyna zaczyna się śmiać. Poznaję go. Nieopanowany i
zimny. Szatynka odrzuca głowę w tył i zaciska dłonie na moim gardle. Czuję jak
powietrze ze mnie uchodzi. Nie mogę… Nie chcę się bronić.
-Nie dołączaj do mnie Sebastian. – Głos
Toma rozbrzmiewa wokół mnie. – To nie twój czas. Teraz bądź szczęśliwy…”.
Obudziłem
się. Gwałtownie usiadłem na łóżku i wziąłem głęboki oddech. Byłem roztrzęsiony,
przerażony i zdezorientowany. Nie miałem bladego pojęcia co miał znaczyć ten
sen.
Puk…Puk…Puk…
Podskoczyłem
na łóżku i spadłem z niego. Narobiłem dużo hałasu, a moje plecy przeszył
pulsujący ból. Leżąc na ziemi usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Obok mnie
stanęła jakaś dziewczyna.
-Nic
ci nie jest? – Spojrzałem w górę, a mój wzrok padł na twarz przybysza. Cicho
syknąłem. – Wszystko w porządku?
-Yyy…
Taaa… Jasne.
Mój
głos był niepewny i zachrypnięty, a obecność dziewczyny wcale nie pomagała mi
się odprężyć. Działo się tak, ponieważ nieznajoma okazała się być szatynką z
mojego snu. Strach ścisnął moje gardło, ale nie dałem nic po sobie poznać.
Wstałem i na lekko drżących nogach podszedłem do okna. Usiadłem na parapecie i
spojrzałem na dziewczynę.
-O
co chodzi?
-Pani
Anastazja prosiła, bym po ciebie przyszła.
Szatynka
spojrzała na mnie, a jej twarz rozświetlił delikatny uśmiech. W sumie to była
ładna. Jej długie czarne włosy kontrastowały z jasną cerą, ale świetnie
uzupełniały się z czarnymi oczami. Dziewczyna była wysoka i miała świetną
figurę. Musiałem przyznać, że wcale nie przypominała Ukrainki. Patrząc na nią w
moim sercu nasilił się ból. Przypomniała mi się twarz Toma i moje oczy zaszły
łzami. Dziewczyna, chcąc mnie pocieszyć położyła rękę na moim ramieniu.
-Czego
chce pani Anastazja? – Stanąłem obok szatynki i spojrzałem na nią z ukosa.
-Umm…
- Dziewczyna wzięła głęboki oddech. – Prosiła, żebyś zszedł na obiad.
-Dziękuję
za informację. – Podszedłem do drzwi położyłem dłoń na klamce. Zanim je
otworzyłem, odwróciłem się. – Czy to wszystko?
-Nie.
– Dziewczyna stanęła do mnie przodem i uważnie mi się przyjrzała. – Max prosił,
abym powiedziała ci, że chce się z tobą spotkać.
-…
-Nie
wiem, o co chodzi, ale masz iść do jego domu w lesie.
-Dziękuję.
Wyszedłem
i poszedłem do jadalni. Przy stole siedzieli Damien i Julia. Usiadłem obok
przyjaciela i utkwiłem wzrok w mahoniowym blacie stołu. Przede mną stały przepięknie
zdobiony talerz, srebrne sztućce i kryształowy kieliszek. Nagle drzwi do
jadalni otworzyły się i wszedł przez nie Maksim. W dłoniach niósł dwa duże
dzbanki. Jeden był wypełniony krwią, a drugi sokiem owocowym. Chłopak podał ten
pierwszy Damienowi, a drugi swojej kuzynce. Potem wyszedł. Przyjaciel napełnił
mój kielich krwią i lekko się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłem uśmiech, ale
nie było w nim nic przyjaznego. Wziąłem kieliszek i napiłem się krwi, w ogóle
jej nie smakując. Jedyną rzeczą, na jakiej mogłem się skupić, było zaproszenie Maksima.
Widziałem go na oczy może dwa razy, a on już chciał się ze mną spotkać.
Westchnąłem. Drzwi do pokoju znów się otworzyły i do jadalni weszli Anastazja, Maksim,
Inez, Silvia i nieznajoma mi szatynka. Nieśli talerze, miski i tace. Ustawili
je na stole i zajęli swoje miejsca. Inez usiadła tuż przy mnie, a Silvia zajęła
miejsce przy siostrze. Na krześle obok zasiadł Maksim, a u boku Inez pojawiła
się szatynka. Anastazja siedziała w szczycie stołu.
-Życzę
wszystkim smacznego.
Po
słowach pani domu zaczęliśmy posiłek. Dokładnie mówiąc, to ja, Inez i Damien
tylko piliśmy krew. Pozostali jedli dania przyniesione z kuchni. Inez i
nieznajoma szatynka cicho rozmawiały, Silvia, Julia i Damien z czegoś
chichotali. Tylko ja i Maksim siedzieliśmy cicho.
-Czy
mógłbym prosić o krew, Sebastianie?
-Yyy…–
Podniosłem wzrok znad kieliszka i spojrzałem na Maksima. Wziąłem dzbanek i
podałem mu. – Proszę.
-Dziękuję.
Powróciłem
do swojego posiłku. Do końca kolacji wypiłem jeszcze dwa kieliszki krwi.
Później Anastazja wstała.
-Mam
nadzieję, że wszystkim smakowało. – Wszyscy potaknęliśmy i wstaliśmy. – Dziś do
sprzątania wyznaczyłam Maksima i Sebastiana, a zmywać będą nasze drogie panie.
Nikt
nie protestował, ale mi wcale nie było na rękę być sam na sam z Maksimem.
Miałem dziwne przeczucie, że moje życie wywróci się przez niego do góry nogami.
Westchnąłem i poczekałem, aż wszyscy opuszczą jadalnię. Kiedy zostaliśmy sami,
wziąłem specjalną misę i zacząłem sprzątać naczynia ze stołu. W jadalni zapanowała
niezręczna i ciężka cisza. Po pięciu minutach jednak nie wytrzymaliśmy.
-Sebastian…
-Maksim…
Weszliśmy
sobie w słowo. Obaj zamilkliśmy i nerwowo rozejrzeliśmy się po sali.
Uciekaliśmy od swoich spojrzeń. Usłyszałem, jak Maksim nabiera powietrza i
poczekałem aż się odezwie.
-Podejrzewam,
że nie jesteś zadowolony z mojego zaproszenia? – Spojrzałem na niego i
wzruszyłem ramionami. – Nie musisz się martwić. Po prostu chcę pogadać.
-Ale
o czym? – Wróciłem do sprzątania naczyń. – I dlaczego właśnie ja?
-To
skomplikowane.
Usłyszałem
głos Maksima tuż za plecami. Lekko wzdrygnąłem się, lecz nie odwróciłem. Sięgnąłem po ostatni kieliszek.
Chłopak zrobił to samo. I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałem.
Kiedy nasze dłonie się spotkały, moje ramię przeszedł prąd, który rozszedł się
falą po całym ciele. Powietrze ze świstem wpadło do mich płuc i szybko zabrałem
rękę. Przełknąłem ślinę i mocno ścisnąłem misę, po czym wybiegłem z jadalni. Prawie
rzuciłem naczyniami do zlewu i czym prędzej uciekłem do pokoju. Zamknąłem drzwi
na klucz i otworzyłem okno. Nie chciałem, by ktoś mi przeszkadzał.
Zdenerwowanie,
frustracja i ból po stracie Toma nasiliły się. Na domiar poczułem, że z Maksimem
połączyła mnie dziwna, niechciana więź. W tamtym czasie nie chciałem się
zakochiwać, a zwłaszcza nie w kimś dla mnie obcym. Musiałem przyznać, że chłopak
nie był brzydki. Miał długie, czarne włosy i zielone oczy, które idealnie
pasowały do jego opalonej skóry. Pociągła twarz, szerokie, umięśnione ramiona,
długie, smukłe palce. Nie wiedziałem dlaczego, ale w mojej głowie pojawiła się
myśl: „On jest piękniejszy od Toma.”. Przeraziło
mnie to. Zdałem sobie jednak sprawę, że fakt, iż Maksim jest ideałem piękna,
nie znaczy dla mnie zbyt wiele. Pomijając dziwny prąd, nie czułem do niego
niczego specjalnego. Ujął mnie swoją urodą, ale ja nadal pamiętałem Toma.
Właśnie te wspomnienia były dla mnie swego rodzaju przepaścią. Mogliśmy zostać
jedynie przyjaciółmi.
Aby
utwierdzić siebie i Maksima w takim przekonaniu, postanowiłem spotkać się z
nim. Wziąłem głęboki wdech i wyszedłem z pokoju. Tuż pod drzwiami wpadłem na
Inez. Minąłem ją i wybiegłem z domu. Jedynym co usłyszałem było: „Layla” i
ciche westchnienie. Szybkim i zdecydowanym krokiem przemierzałem las i
zderzyłem się z dziewczyną z mojego snu. W oczach miała łzy, a po policzkach
spływał jej makijaż.
-Czy
coś się stało? – Spojrzałem na nią z troską.
-Nic.
– Szatynka odwróciła się i odeszła. – Zostawcie mnie wszyscy w spokoju.
Wzruszyłem
ramionami i kontynuowałem marsz. Już po chwil stałem pod drzwiami Maksima Wziąłem
głęboki wdech i zapukałem. Rozległo się ciche: „proszę” i wszedłem do środka.
Już od progu poczułem znany mi metaliczny zapach. Krew. Jednak nie ludzka, lecz
wampirza. Zdziwiłem się i wszedłem do salonu. Przywitał mnie zapach
cynamonu pomieszany z krwią oraz ciepło
ognia z kominka. Na początku nie widziałem Maksima, ponieważ siedział skulony
przed kanapą. Wydawał się taki bezbronny.
Gdy
stanąłem obok niego, chłopak podniósł głowę i odnalazłem źródło metalicznej
woni. Na jego policzku były trzy rany, z których delikatnie sączyła się krew i
spływała na jego koszulkę. Ten widok obudził we mnie dziwny instynkt.
Uklęknąłem obok chłopaka i przechyliłem jego twarz w moją stronę. Rozcięcia na
policzku nie były głębokie, więc nie powinno być po nich śladu. Wiedziałem, że
muszę opatrzyć ranę, ponieważ wampiry jego pokroju nie posiadały zdolności
regeneracji.
-Gdzie
masz apteczkę? – Wstałem i lekko pokręciłem głową.
-Nie
musisz… - Maksim wstał, ale kazałem mu usiąść na kanapie. Westchnął – Jest w drugiej szafce po lewo od drzwi w
kuchni.
-Zaraz
wrócę.
Wyszedłem
i szukałem kuchni. Zalazłem ją na końcu korytarza. Wszedłem do ciepłego
pomieszczenia ze świetnym wyposażeniem. Znalazłem apteczkę i nalałem do
szklanki zimnej wody. Wróciłem do salonu i znalazłem półnagiego Maksima
leżącego na ziemi. Przestraszyłem się, ponieważ nie wiedziałem dlaczego chłopak
zemdlał. Raczej wątpiłem aby odpowiadały za to rany na policzku. Mogło to być
chwilowe niedotlenienie. Nie mogłem tego wiedzieć.
Postawiłem apteczkę i wodę na komodzie, po
czym podbiegłem do chłopaka.
-Hej!
Maksim! Słyszysz mnie? – Delikatnie potrząsnąłem jego ramieniem i uderzałem
palcami w policzek. – Obudź się! No już!
Super rozdział jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co będzie z Maksimem ;P
Czekam na kolejną część.