Rozdział II (cz. III)



Wysiedliśmy z windy i odprowadziłam chłopaka przed dormitorium. Był cudowny wieczór. Usiedliśmy na schodkach budynku i patrzyliśmy w dal. Sowy spokojnie pohukiwały, letni wietrzyk muskał nasze twarze, a księżyc rzucał srebrne światło na wszystko dookoła.
Spojrzałam na oświetlony srebrzystym światłem profil Damiena. Patrzył spod przymrużonych powiek na ciemny zagajnik. Na policzku igrał cień jego rzęs, a kąciki ust delikatnie się uniosły. Białe włosy chłopaka oblał blask księżyca i wydawać by się mogło, że iskrzą. Nagle Damien wstał, podniósł głowę i spojrzał w ciemne niebo. Patrzyłam jak jego silne ramiona delikatnie drżą, a stopy prawie bezszelestnie przesuwają się w moją stronę. Nagle wziął mnie w ramiona i mocno przytulił.
Tęsknie westchnęłam. Chłopak lekko się uśmiechnął i uniósł mój podbródek do góry. Spojrzałam w jego rubinowe oczy i lekko się uśmiechnęłam.
-Co cię tak zauroczyło kochanie? – Damien delikatnie wodził palcem po moim policzku.
-Zgaduj.
-Hmm, może księżyc? – Chłopak spojrzał w górę, nie odrywając ręki od mojej twarzy. - Jest taki jasny.
-Nie. To coś innego.
Na powrót zwrócił swoje oczy i spojrzał na mnie. Potem schylił się i zbliżył usta do mojego ucha.
-Czyli co cię tak zauroczyło? – Jego szept otulił mnie w ciemności i poczułam się bezpieczniej. - Czyżby to była noc?
-Nie głuptasie. Ty mnie tak zauroczyłeś. – Zarumieniłam się. - Jesteś taki przystojny. Nie mogę oderwać wzroku od twojej twarzy.
-Och kochanie. Jesteś taka słodka. – Słowa Damiena pieściły moje ucho. - I taka piękna. Chcę być z tobą zawsze.
-Ja również. – Moje serce zaczęło bić coraz mocniej. Myślałam, że Damien je usłyszy albo poczuje – Kocham cię.
-Ja też cię kocham Layla.
Po tych słowach pogrążyliśmy się w pocałunku. Był on bardzo ciepły i namiętny, inny niż dotychczasowe. Nie przeszkadzało mi to. Bez pamięci się zatraciliśmy. Nie obchodził nas świat dookoła. Wiedziałam, że nie byliśmy tam sami, ale nie przeszkadzało mi to. Chciałam móc wiecznie całować Damiena. To było piękne.
Niestety naszą magiczną chwilę przerwała matrona. Stanęła za nami i mocno odchrząknęła. Przerwaliśmy pocałunek i spojrzeliśmy na kobietę. Nie wyglądała na zadowoloną.
-Ooo nie chcę przeszkadzać, ale zbliża się już godzina dziesiąta. – Ironia w głosie kobiety była tak namacalna, że mogłam ją schwycić. - Powinniście już być w swoich pokojach.
-Przepraszamy pani Flick. Właśnie się żegnaliśmy. – Damien przybrał szczenięcy wyraz twarzy i mocno mnie przytulił. – Zobaczymy się jutro kochanie. Dobranoc.
Pocałował mnie w czoło i zaczął odchodzić.
-Dobranoc kochanie.
Pomachałam mu i weszłam do budynku. W holu spojrzałam na zegar. Rzeczywiście było przed dziesiątą. Miałam zamiar iść już do pokoju, ale moje plany zniweczył czyjś krzyk. Dochodził on ze świetlicy. Po chwili zastanowienia ruszyłam w tamtą stronę.
Stanęłam przed otwartymi drzwiami sali. Przez ramię koleżanek zajrzałam do środka. Na początku nic nie widziałam, ponieważ pokój był bardzo ciemny, światło zostało wyłączone a okna zasłonięto. Weszłam do środka i o coś się potknęłam. To coś jęknęło i poruszyło się. Cofnęłam się i pomacałam podłogę dłonią. Kiedy dotknęłam dywanu poczułam na ręku coś lepkiego i ciepłego. Nie widziałam co to było, ale poczułam specyficzny, słodki zapach… miałam na ręku krew. Tyle, że nie ludzką, a wampirzą. Nie wiedziałam dlaczego, a ni kiedy moje kły się wysunęły. Poczułam jak moje paznokcie się wydłużają, a po całym ciele rozeszła się fala ciepła i dostałam zastrzyku sił. Opętał mnie dziki szał. Moje zmysły się wyostrzyły. Zaczęłam dostrzegać zarysy postaci w ciemności. Było tam z dziesięć osób. A wszystkie takie bezbronne. Chciałam kogoś zabić. Pożywić się.
Nim się obejrzałam podążałam w stronę skulonego kształtu przy ścianie. Kiedy dotarłam do tej osoby pochyliłam się i pomogłam jej wstać. Nie zrobiłam tego żeby ja ratować, tylko aby mieć lepszy dostęp do  pulsującej na jej szyj żyły. Poczułam, że moją ofiarę przepełnia strach.
-Mam nadzieję, że to nie będzie boleć. – Przysunęłam wampira bliżej siebie i uśmiechnęłam się w ciemności.
-Co?! O czym ty mówisz?! – Cichy pisk dziewczyny doszedł do moich uszu i odbił się echem. - Co ty chcesz zrobić?! – Wampirzyca szarpnęła się, ale była za słaba.
-Ooo, już spokojnie zaraz skończę. – Szepnęłam jej do ucha.
Po tym zdaniu moje wspomnienia blakną. Pamiętam tylko widok wiszącej pięć centymetrów nad ziemią dziewczyny. Działo się tak, ponieważ trzymałam ją na wyciągniętej ręce i ściskałam za gardło. Dziewczyna bezwiednie wisiała nad podłogą . Puściłam ją, a ona upadła na ziemię. Ciało uderzyło o ziemie z hukiem, co zwróciło na mnie uwagę. Nie mogłam pozwolić, aby ktoś mnie znalazł. Nie w taki stanie. Ostatni raz spojrzałam na wampirzycę i ruszyłam biegiem na korytarz.
Byłam bardzo zdziwiona, gdy zamiast na korytarzu zatrzymałam się przed swoim pokojem. Byłam tak szybka, że nikt mnie nie zauważył. I całe szczęście. Miałabym niezłe tarapaty gdyby ktoś zobaczył mnie w takim stanie. W mojej głowie nadal czułam chęć mordu. Weszłam do pokoju, otworzyłam okno i głęboko odetchnęłam świeżym powietrzem. Gdy zorientowałam się z jaką prędkością wszystko robię byłam bardzo zdziwiona. Bieganie, chodzenie, a nawet wykonywanie prostych czynności było jak światło – szybsze od dźwięku. Ze zdenerwowania potarłam ręką twarz. Miałam na niej krew tej wampirzycy. Teraz byłam nią cała umazana.
Musiałam iść do łazienki i się umyć. Nie wiedziałam jak to zrobić. Była dziesiąta, więc wiele dziewczyn właśnie się kąpało. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. W całym dormitorium było ponad dwadzieścia łazienek. Mogłam skorzystać z którejkolwiek. Postanowiłam udać się do jednej z poziomu podstawówki. Dzieci i tak już spały.
Zabrałam swoje rzeczy i puściłam się biegiem przed siebie. Musiałam biec już dużo wolniej, bo kilka dziewczyn za mną krzyczało. Bez zatrzymywania się zbiegłam na dół i udałam się do ostatniej łazienki na pierwszym piętrze. Kiedy weszłam do środka moje nozdrza wypełnił zapach róż, a po oczach biła jaskrawa poświata odbita od różowych akcesoriów. Popełniłam błąd. Wycofałam się i wróciłam na korytarz. Nie rozejrzawszy się weszłam do łazienki obok. Niestety pech chciał, że jakiś brzdąc musiał do toalety. Zaraz za mną do łazienki weszła mała dziewczynka. Zdziwiło mnie, że nie zaczęła krzyczeć. Patrzyła tylko na mnie zaspanymi, niewinnymi oczami i kręciła z dezaprobatą głową, a jej długie bielutkie włosy wypełniły przestrzeń wokół niej. Zdziwiło mnie to. Dziewczynka podeszła do mnie i pociągnęła mnie za rękę. Chciał żebym się do niej schyliła. Tak też zrobiłam. Uklęknęłam przed małym wampirkiem i popatrzyłam na nią z ciekawością.
-Nie boisz się mnie? – Zrobiłam zdziwioną minę.
-Nie. – Dziewczynka przechyliła głowę na prawą stronę. - A powinnam?
-Nie wiem. – Lekko się cofnęłam. - Nie przestraszył cię mój wygląd?
-Może troszkę, ale nie wydajesz mi się straszna. Jesteś po prostu ranna. – Wampirek uśmiechnęła się. - Prawda?
-Nie…nie do końca. – Zawahałam się.
-Ale musiało się stać coś złego bo masz na sobie krew. W wielu miejscach.
Dziewczynka dotknęła mojej twarzy, dłoni i ubrań. Spojrzałam na swoje ciuchy i rzeczywiście były upaprane krwią. Westchnęłam i spojrzałam na dziewczynkę. W jej ciemno czerwonych oczach czaiła się wielka ciekawość i niespodziewana troska. Widać było że chce wiedzieć co mi jest. Miałam ochotę jej powiedzieć, ale w porę ugryzłam się w język.
-Wiesz, może najpierw powiedz mi jak masz na imię. – Wstałam i posadziłam dziewczynkę na szafce.
-Nazywam się Juliett Nicente. – Wampirka wygodnie się rozsiadła i spojrzała na mnie z zaciekawieniem. - A ty?
-Jestem Layla Collins. – Delikatnie się uśmiechnęłam.
-Dlaczego tu jesteś? – Juliett znów przechyliła głowę w prawą stronę.
-Wiesz mam pewien problem i muszę się gdzieś ukryć. – Oparłam się plecami o ścianę naprzeciw lustra, cały czas w nie patrząc.
-A co to za problem? – Upór dziewczynki był uroczy. Juliett pod tym względem przypominała młodą mnie.
-To trochę trudne do wyjaśnienia, ale tak najprościej to jestem niebezpieczna. – Pokiwałam głową, ale nie do Wampirki, a do samej siebie.
-W jakim sensie? – Dziewczynka zrobiła zdziwioną minę. - Nie wyglądasz na niebezpieczną.
-Wiesz to jest tak, że czasem nie panuję nad sobą i robię się groźna dla innych. – Spojrzałam na swoje ręce i przypomniała mi się scena ze świetlicy. Po plecach przebiegł mi dreszcz. Jednak ku mojej trwodze były to dreszcze ekscytacji.
-Hmm, to zabawne bo wyglądasz na bardzo miłą osobę. – Juliett szeroko się uśmiechnęła. - Nie wyglądasz na mordercę.
-Wilk w przebraniu owcy. – Zdawało mi się, że szepnęłam, jednak dziewczynka mnie usłyszała.
-Co?
-To takie przysłowie. – Zerknęłam na dziecko. - Mówi się, że miła osoba jest niebezpieczna.
-Achaaa, już rozumiem. – Oczy Juliett zapłonęły. - Czyli ktoś niebezpieczny jak wilk wygląda jak owca.
-Dokładnie.
Uśmiechnęłam się do dziewczynki. Patrzyła na mnie z ciekawością. W pewnym momencie przestała mnie lustrować wzrokiem i zatrzymała się na jednym punkcie. Zdziwiłam się i nie wiedziałam o co chodzi.
-Dlaczego twoje kły są wysunięte? – Juliett zeskoczyła z szafki i podeszła do mnie.
Zrozumiałam swój błąd. Kiedy się uśmiechnęłam pokazałam jej zęby, a przecież jeszcze nie doszłam do siebie po niedawnym incydencie. Szybko zamknęłam usta i postarałam się mówić nie pokazując zębów.
-To bardzo długa historia, a ty już powinnaś iść spać, co? – Wyprostowałam się i spojrzałam na dziewczynkę z góry.
-Nie bądź taka. – Zrobiła błagalną minę. – No powiedz.
-Chciałabym, ale nie mogę. – Byłam nieugięta.
-Proszę. – Juliett chciała przekonać mnie szczenięcym wzrokiem, ale nie dałam się jej urokowi.
-Nie mogę Juliett. – Uklęknęłam przed małą i pogłaskałam ją po policzku. - Przepraszam. Może kiedyś.
-Niech już będzie. – Dziewczynka teatralnie westchnęła i odwróciła się. - Poczekam aż się zdecydujesz. Wracam.
-Śpij dobrze. – Wstałam i spojrzałam na wampirka znikającego za drzwiami.
-Uważaj na siebie Laylo. – Głos Juliett doszedł mnie z korytarza. – Pa.
Zostałam sama. Przejrzałam się w lustrze. Moje włosy pozostawiały wiele do życzenia. Twarz i ubrania miałam ubrudzone zaschniętą krwią. Zastanawiało mnie skąd krew wzięła się na mojej bluzce i spodniach. Przecież ja nie dotknęłam tej dziewczyny w żadnym innym miejscu jak szyja. I to jeszcze ręką. Nie pamiętam abym się do niej zbliżała.
Skończyłam nad tym myśleć i się rozebrałam. Miałam już wejść pod prysznic, kiedy moją uwagę przykuł dziwny kształt na moim lewym boku. Stanęłam bokiem do lustra i podniosłam rękę. Zobaczyłam, że od mojego ramienia przez całą lewą stronę torsu i brzuch, kończąc na prawym udzie ciągnie się coś przypominającego tatuaż. Ale to nie mogło nim być. Ten dziwny znak wyglądał jakby był tam od urodzenia.
Ten znamię miało wyraźne, ciemne kontury i składało się z wielu postrzępionych, ostrych i zakręconych kształtów. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że gdzieś już widziałam coś podobnego. Nie mogłam sobie tylko przypomnieć gdzie.
Przyjrzałam się jeszcze raz temu znakowi i postanowiłam pogadać o tym z moimi przyjaciółmi. Opuściłam rękę i weszłam pod prysznic.
Po długiej toalecie ubrałam się w piżamę i wróciłam do pokoju. Moje kły już się schowały więc byłam spokojniejsza. W drodze powrotnej myślałam o tym jak mam powiedzieć Inez, Damienowi i Sebastianowi o tym co się dziś stało.
Pełna udręki i obaw wróciłam do pokoju i położyłam się spać. Ale sen nie dał mi ukojenia. W koszmarze wrócił do mnie obraz dziewczyny, którą spotkałam w świetlicy. Później miałam jeszcze dziwniejszy sen. Śnił mi się dziadek.

Komentarze

  1. Świetny rozdział!
    Zapraszam ----> http://lovecanstoptime.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział III (cz. II)